czwartek, 27 września 2018

PIGUŁKA nr. 35/18

PIGUŁKA       Co słychać  w   Solidarności
Warszawa   28.09.2018r. nr 35/18


W Polfie Warszawa  S.A.

W tygodniu

W poniedziałek 24 września 2018r. odbyło się kolejne cykliczne spotkanie przedstawicieli związków zawodowych z Zarządem Spółki. Po raz kolejny nie było na spotkaniu Prezesa Tomasza Moysa a dodatkowo tym razem członek Zarządu – Krzysztof Raczyński podczas spotkania opuścił nas udając się oczywiście do innych obowiązków, chyba na wideokonferencję ale dokładnie nie pamiętam. Natomiast już wiem, iż od jakiegoś czasu naszym wielu pracownikom, praca w naszej korporacji kojarzy się z wideokonferencjami, konferencjami, zebraniami, spotkaniami, szkoleniami, integracjami, naradami itd. itd. Póki co jeszcze dla niektórych zostaje trochę czasu na normalną pracę, ale innym już niewiele, po zaliczeniu wszystkich zebrań i spotkań. Podejrzewam, że przy dalszym rozwoju tej formy działalności, ktoś zgłosi „kaizena” żeby zrezygnować z normalnej pracy, czy produkcji, aby efektywniej wykorzystać czas na wideokonferencje, szkolenia, konferencje, spotkania, narady.
Wracając do naszego poniedziałkowego spotkania to niewiele mogę o nim powiedzieć poza tym, że przebiegło w miłej atmosferze, co oczywiście jest jakimś tam sukcesem, bo pamiętam tego typu spotkania bardzo niemiłe.
Na początku długi nieciekawy (tak jak wyniki) referat o sytuacji w Grupie i w Polfie. Jakoś niepostrzeżenie minęły czasy, gdy podczas tych prezentacji wyników, we wszystkich kategoriach byliśmy prawie najlepsi na Karolkowej. Nie wiem dlaczego to się zmieniło, może właśnie teraz tak jak w całej korporacji, mamy za dużo wideokonferencji, szkoleń, konferencji, spotkań, narad i kadra nie ma czasu na przypilnowanie „roboty”.
Drwię sobie z tych wydawałoby się poważnych przecież spotkań, ale dlatego, że coraz częściej docierają do mnie głosy właśnie od kadry, iż nie mają czasu na normalną pracę, to przecież jest chore. Zgłaszam pomysł na ostatni kwartał 2018 roku, likwidacja wszystkich „nasiadówek”, poprawimy wówczas wyniki produkcyjne, bo w sumie o produkcję chodzi, chyba że się mylę, może się jednak mylę, bo w korporacji jednak nie wielkość produkcji ale wskaźniki są najważniejsze.
Ponownie wracając do naszego spotkania cyklicznego, bo już drugi raz odpłynąłem od meritum, to po referacie z wynikami, była krótka rozmowa na temat trzymiesięcznego okresu rozliczeniowego w czwartym kwartale i o możliwości rozpoczynania pracy w niedziele wieczorem na „kroplach”. Po krótkiej wymianie zdań, wyjaśnieniu nieporozumień z interpretacją zasad pracy w niedziele a zaistniałym przekazem, oraz po omówieni warunków wprowadzenia trzymiesięcznego okresu rozliczeniowego, rozstaliśmy się w miłej atmosferze, bez dokonania jakichkolwiek ustaleń. To właściwie tyle o tym spotkaniu .

Zapraszamy do NSZZ Solidarność.
Zapraszam „niezrzeszonych” pracowników, do zapisywania się do NSZZ Solidarność. Wystarczy przyjść do biura i wypełnić deklarację, można ją otrzymać również mailowo. Oprócz wszystkich zalet przynależności do związków zawodowych tj. jak obrona pracownika, reprezentowanie jego interesów przed pracodawcą, przypomnę o kilku dodatkowych kwestiach: wypłacamy zasiłki statutowe (urodzenie dziecka -  1000,00zł, śmierć członka rodziny -500,00zł), każdy członek związku dostaje dofinansowanie do imprez kulturalnych do wysokości 200,00 zł, członek związku odchodzący na emeryturę otrzymuje prezent w wysokości – 600,00 zł, każdy członek związku otrzymuje specjalną kartę, która upoważnia go do korzystania bez ograniczeń z porad prawnych kancelarii CDO24, każdy członek związku może otrzymać  specjalną kartę rabatową na paliwo,  dofinansowujemy również dla członków związku wycieczki, opłacamy adwokata w przypadku zwolnienia pracownika z pracy, gdy zdecydujemy się „iść do sądu” i szereg innych przywilejów.

U właściciela ; W farmacji

Najbardziej rentowna inwestycja koncernów farmaceutycznych     Rynek Aptek
Badacze z obszaru nauk ekonomicznych opracowali analizę "Interakcje lekarzy w branży: perswazja i dobrobyt". Sprawdzili w niej, jak zjedzenie przez lekarza obiadu fundowanego przez koncern farmaceutyczny wpływa na skłonność do przepisywania recept na leki. Naukowcy zbadali rynek statyn.
Posłużyli się danymi z lat 2011-2012. W tym okresie na amerykańskim rynku sprzedawano dwie markowe statyny: Lipitor Pfizera i Crestor AstraZeneki oraz kilka leków generycznych. W badanym okresie, 59 proc. z 15 tys. kardiologów przyjęło zaproszenie od przynajmniej jednego z producentów tych leków - informuje portal obserwatorfinansowy.pl. Z wyliczeń analityków wynika, że taki obiad powodował wzrost liczby przepisywanych recept leku fundatora o 73 procent. Przekłada się to na wzrost udziału danego leku w sprzedaży rynkowej z 2,7 proc. do 4,6 procenta. Koncern Astra Zeneca fundował obiady kardiologom dwa i pół razy częściej niż jego konkurent Pfizer. Ich obiady były także znacznie droższe (38 dolarów w porównaniu do 24 dolarów). Biorąc pod uwagę koszt obiadu (ok. 100-150 zł) i zyski z nich wynikające dla koncernów, można wnioskować, że obiady dla lekarzy to najbardziej rentowna inwestycja koncernów farmaceutycznych.
Rośnie pula na lekarstwa    Dziennik

NFZ będzie co roku przeznaczał tę samą część budżetu na refundację farmaceutyków. Obecnie określone są tylko maksymalne wydatki na ten cel - minimum nie ma. Jak się dowiedzieliśmy, taki zapis znalazł się w dokumencie „Polityka lekowa państwa” (uchwałę w tej sprawie przyjął w zeszłym tygodniu rząd). Z naszych informacji wynika, że Ministerstwo Zdrowia planuje wprowadzenie zmian do ustawy refundacyjnej jeszcze w tym roku. Chodzi o sztywny zapis, że z każdego budżetu NFZ co najmniej 16,5 proc. ma trafi ać na leki (dziś na ogół przeznacza się na nie 13-14 proc. wydatków). O jaką kwotę chodzi? W planie finansowym funduszu na przyszły rok są 82 mld zł. W rubryce „refundacja” zaplanowano wydatki rzędu 12,2 mld zł. Gdyby już obowiązywała zasada 16,5 proc. na leki, byłaby to kwota ok. 13,5 mld zł. O takie zmiany od lat walczyli przedstawiciele pacjentów. Ich zdaniem to właśnie budżet refundacyjny (czyli to, ile NFZ dokłada do leków) jest najczęściej zmniejszany ze względu na inne potrzeby. A terapii, które z braku refundacji nie są dla pacjentów dostępne, wciąż jest mnóstwo.
W samej onkologii - co najmniej kilkadziesiąt. Jak mówi Wojciech Wiśniewski z fundacji Alivia, która pomaga pacjentom zbierać pieniądze na nierefundowane leki, w kolejce czekają m.in. preparaty stosowane w leczeniu szpiczaka, terapia trzeciej i czwartej linii w przypadku nowotworów jelita grubego czy uzupełniająca drugą linię przy raku płuca. Szczególnie źle pod względem dostępu do kosztownych specyfi ków jest w hematologii, np. przy przewlekłej białaczce szpikowej.
Potrzeby trudno zliczyć, ale planowana „kotwica” zobowiązująca fundusz do wydania określonej puli pieniędzy na leki zaspokoi przynajmniej część z nich. NFZ do tej pory tłumaczył, że sam wie, jakie są największe potrzeby, i lepiej, by budżet pozostał elastyczny. Jednak resort przekonuje, że zmiana gwarantuje przewidywalność. - Płatnik wie, na co go stać, pacjenci wiedzą, na co mogą liczyć. To także stabilniejsza sytuacja dla producentów i wszystkich graczy na rynku - uważa autor pomysłu wiceminister zdrowia Marcin Czech.  Szczególnie źle pod względem dostępu do leków jest w hematologii



W kraju i na świecie


Budżetówka dostanie więcej. To zasługa Solidarności!

O podwyżkach w budżetówce, płacy minimalnej, Radzie Dialogu Społecznego i protestach w rozmowie z Robertem Wąsikiem z Tygodnika Solidarność - Piotr Duda, szef Solidarności

O podwyżkach w budżetówce, płacy minimalnej, Radzie Dialogu Społecznego i protestach w rozmowie z Robertem Wąsikiem z Tygodnika Solidarność - Piotr Duda, szef Solidarności. Mamy za sobą ważne posiedzenie Rady Dialogu Społecznego, na którym rozmawiano o budżecie. Ile środków popłynie w przyszłym roku do pracowników budżetówki? Znacząco więcej niż w latach poprzednich oraz znacznie więcej niż pierwotnie proponował rząd, choć mniej niż postulowała Solidarność. Najważniejsze i kluczowe jest to, że wreszcie o 2,3 proc. zostanie uwolniony wskaźnik waloryzacji (który od 2010 roku jest zamrożony). Pierwsza propozycja projektu budżetu, to było dalsze mrożenie wskaźnika, dopiero po spotkaniu Premiera z Solidarnością rząd zmienił zdanie. Wzrost o ten procent nastąpi poprzez wzrost kwoty bazowej dla pracowników objętych systemem mnożnikowym oraz wzrost wynagrodzenia zasadniczego pracowników niemnożnikowych. To trochę skomplikowane, ale pracownicy budżetówki wiedzą o co chodzi. I to jest pierwsza ważna wiadomość. Druga to taka, że dodatkowe środki z rezerwy budżetowej zasilą fundusze pracowników objętych tzw. niemnożnikowym systemem wynagrodzeń, czyli przede wszystkim inspektoraty, takie jak np. sanitarny, farmaceutyczny, weterynaryjny, pracy, itd. Tych inspektoratów jest ponad dwadzieścia. Dodatkowe środki otrzymają również pracownicy w administracji wojewódzkiej. Ale jest jeszcze trzecia wiadomość. Decyzje jakie podwyżki dostanie konkretny pracownik, czy grupa pracowników, będą podejmowane w uzgodnieniu z organizacjami związkowymi. I to jest tutaj dla nas najważniejsze.
Jeśli szybko policzyć, to jednak mniej niż 12 proc. Ale więcej niż pierwotna propozycja rządu, który zakładał wzrost funduszu o 2,3 mld zł bez odmrażania wskaźnika. Zresztą z tych środków większość przeznaczona byłaby na urzędników, których wynagrodzenia regulowane są innymi ustawami (sędziowie, asesorzy, prokuratorzy itp.). A to oznacza dalsze tworzenie kominów t/z. lojalnościowych. Mówiąc krótko, dzisiaj mamy odmrożenie wskaźnika i dodatkowe środki z rezerwy budżetowej. I na tym właśnie polega kompromis. I trzeba jasno powiedzieć: korzystniejsze propozycje rządu dot. płacy minimalnej i podwyżek w budżetówce, to wyłącznie zasługa Solidarności. W mojej ocenie więcej w tym momencie nie dało się osiągnąć. Ważne jest też, że otwieramy pewien trend nadrabiania zaległości, który w przyszłym roku mam nadzieję będzie kontynuowany. W każdym razie Solidarność będzie się tego domagała.
W swojej wyliczance mówi pan o uzgodnieniu konkretnych podwyżek ze związkami zawodowymi działającymi tam gdzie te podwyżki będą dzielone. Dlaczego to takie ważne. Jeśli spojrzymy na wynagrodzenia w budżetówce to zobaczymy ogromne kominy płacowe. Skierowanie samych procentów, nawet wyższych niż postulowane 12 proc. spowoduje, że ci najniżej zarabiający znowu otrzymają kilka złotych, a wysoko zarabiający po kilkaset. Dzięki mechanizmowi uzgadniania – zwracam uwagę na słowo uzgadniania, a nie konsultowania – te pieniądze będą bardziej sprawiedliwie dzielone. Tym samy największe środki powinny trafić do najniżej zarabiających. I to jest dla nas najważniejsze.
Jednak na RDS nie udało się uzgodnić wspólnego stanowiska, a OPZZ w ubiegłą sobotę manifestowało w Warszawie. Nie lubię komentować działalności innych central związkowych. Wolę skupiać się na tym co my robimy. Ale to prawda. OPZZ stawia nierealne, wzięte z sufitu postulaty – byle wyższe od Solidarności – i nie chce prowadzić dialogu. Weźmy chociażby płacę minimalną. OPZZ chce od razu poziomu 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia, czyli grubo powyżej 2300. I co z tego, że to słuszne oczekiwanie, gdy nie ma najmniejszych szans na jego realizację. Jestem zły, bo od 2011 roku wspólnie z pozostałymi centralami konsekwentnie udawało nam się zbliżać do tego poziomu, dzięki czemu płaca minimalna rośnie szybciej, niż chciały kolejne rządy i pracodawcy. Przypomnę, przez 8 lat to grubo ponad 700 zł, czyli blisko 70 proc. wzrostu. Wtedy relacja do przeciętnego wynagrodzenia wynosiła poniżej 37 proc., teraz jest powyżej 47 proc. Poziom 2250, który wywalczyła Solidarność jest kontynuacją tej drogi. Jeszcze 2-3 lata i osiągniemy to, o co od lat zabiegamy.
OPZZ zarzuca Solidarności upolitycznienie i uważa, że gdyby nie uległość wobec władzy udałoby się wywalczyć więcej. Panie redaktorze. OPZZ nie musi się oglądać na Solidarność. Jeśli jak samo twierdzi jest największym związkiem zawodowym w Polsce – co oczywiście jest bzdurą – może robić własne skuteczne akcje. Tymczasem po dwumiesięcznej akcji informacyjnej wyprowadza na ulicę kilkanaście tysięcy osób. To jest kompromitacja. Weźmy nauczycieli. Należące do OPZZ Związek Nauczycielstwa Polskiego zrzesza ok. 40 proc. wszystkich pracujących nauczycieli (Solidarność w oświacie stanowi mniejszość). Przypomnę jest ich w Polsce blisko 600 tys. I w sobotę – a więc w dzień wolny – do Warszawy przyjeżdża zaledwie kilka tysięcy.
To wina OPZZ? Nie do końca. To szerszy problem. Związki zawodowe stwarzają możliwości pracownikom, ale ci muszą chcieć z nich korzystać. Jeśli organizujemy manifestację, to bierzemy na siebie wysiłek, odpowiedzialność, ponosimy koszty i dajemy pracownikom narzędzie. A ci muszą tylko z tego skorzystać. Mówiąc oględnie ruszyć się z fotela, wsiąść w autobus i walczyć o swoje. Byłem swojego czasu bardzo zawiedziony, gdy walcząc o wiek emerytalny przeciwko Donaldowi Tuskowi, było nas kilkadziesiąt tysięcy. A sprawa dotyczyła 16 milionów ubezpieczonych. Podobnie przy kodeksie pracy w 2013 r. Co z tego, że wspólnie z OPZZ i Forum ZZ wyprowadziliśmy na ulicę 200 tys. ludzi, gdy pozostałe 16 milionów siedziało sobie w domu i kibicowało. Podobnie dzisiaj. Co nie zmienia faktu, że ze swoimi żądaniami OPZZ powinien zejść na ziemię i współpracować.
Powiedział pan przewodniczący, że wyższy niż planowany przez rząd wzrost wynagrodzeń w budżetówce i większa płaca minimalna to wyłącznie zasługa Solidarności. To dość jednoznaczna teza. Ale prawdziwa. Solidarność szukając bardziej skutecznych narzędzi zdecydowała się wspierać tych polityków, którzy chcą realizować postulaty pracownicze. I to jak na razie daje bardzo dobre efekty. Wiek emerytalny, ograniczenie handlu w niedzielę, klauzule społeczne w zamówieniach publicznych, minimalna stawka godzinowa, bardziej dynamiczny wzrost płacy minimalnej, lepsze zabezpieczenia dla zatrudnionych na czas określony, wyłączenie z minimalnego wynagrodzenia dodatków nocnych, lepsza ochrona dla pracowników agencji pracy tymczasowej, w tym szczególnie kobiet w ciąży, zniesienie syndromu pierwszej dniówki, zniesienie dyskryminacji przy zatrudnianiu młodych pracowników, dłuższe okresy odwoławcze w sądzie pracy, lepsze wsparcie dla rodzin wychowujących dzieci, dialog społeczny, ograniczenie umów śmieciowych, itd., itp. Mógłbym jeszcze wymieniać. Podobnie jest z obecnym budżetem. To jest właśnie zasadnicza różnica między nami, a innymi centralami związkowymi.
Ale minimalna stawka godzinowa przy umowach zleceniach to postulat OPZZ. Tak, ale to myśmy go zrealizowali dzięki podpisaniu umowy z Andrzejem Dudą w wyborach prezydenckich i wsparciu Zjednoczonej Prawicy w wyborach parlamentarnych. Mówiąc wprost – OPZZ ma postulaty, ale to Solidarność je realizuje. Tak było m.in. ze stawką godzinową. To zrealizowany element umowy programowej. Jak większość wskazanych powyżej.
Podsumujmy. Płaca minimalna 2250 zł (zamiast 2220 zł), stawka godzinowa 14,70 zł (zamiast 14 zł), procentowy wzrost nakładów na podwyżki w budżetówce zamiast kwotowego i o kolejne dwa lata odmrożona kwota bazowa naliczania funduszu socjalnego. Tu niestety propozycja rządu jest o jeden rok, ale zrobimy wszystko, aby w pracach nad budżetem w sejmie dołożyć kolejny rok. A więc od poziomu 2014 r. Jednoroczna waloryzacja jest dla nas nie do przyjęcia. Pamiętajmy, że rząd proponuje budżet, a przyjmuje go sejm, senat i podpisuje prezydent. Na etapie sejmowym mamy kilka możliwości zmian i będziemy robić wszystko, aby to osiągnąć. Przypomnę że poprzednie odmrożenie wskaźnika to tylko zasługa Solidarności. Wszystko co pan wymienił, to mniej niż chciała Solidarność, ale na tym polega właśnie dialog i kompromis. Wszystkie strony nie są zadowolone. My też. Ale gdyby nie nasze działania, dialog z rządem, byłoby znacznie mniej, albo nie byłoby w ogóle

Miara Mirosław                    Przewodniczący KM NSZZ Solidarność