czwartek, 31 stycznia 2019

PIGUŁKA nr 4/19


PIGUŁKA                Warszawa 02.01.2019r.
Co słychać w Solidarności                    Nr 04/19
Tygodnik NSZZ Solidarność Polfa Warszawa S.A.
___________________________________________________________________________________________________________________________________

W Polfie Warszawa  S.A.

W tygodniu

Tydzień minął dość spokojnie, jeśli chodzi o wydarzenia związane z działalnością związkową. Czekamy na następny etap rozmów podwyżkowych, które teraz odbędą się bodajże dopiero 11 lutego. Wczoraj przesłałem Zarządowi Polfy artykuł z którego wynika, że podwyżki w 2018 roku w farmacji w Polsce były ponad trzy razy większe, niż nam podano na spotkaniu, posługując się danymi firmy, która robi dla Grupy tego typu zestawienia. Dane w artykule oparte były ponoć na danych GUS, które więc dane są bardziej wiarygodne, zostawiam do oceny każdego z osobna. Osobiście, jak  od kilku lat przyglądam się opracowaniom firmy, która robi zestawienia płacowe dla naszej Grupy, mam ochotę byśmy jako związki zawodowe zamówili podobną analizę w innej firmie dla porównania i chyba w końcu to zrobimy, bo co roku mnie … ……. jak oglądam te zestawienia.

W dniu dzisiejszym najprawdopodobniej otrzymamy umowę do podpisu w sprawie Pracowniczych Programów Emerytalnych (PPE). Wspominałem o tym temacie wcześniej kilkakrotnie. Przypomnę, że w tym roku od lipca obowiązkowo wchodzą Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK), jeśli pracodawca przed lipcem zdąży wprowadzić PPE, nie ma wówczas obowiązku wprowadzać PPK i nasz pracodawca tak chce zrobić. Organizacje związkowe w tym przypadku jak najbardziej są za, ponieważ w przypadku PPE składkę płaci tylko pracodawca, pisałem o tym. Jak podpiszemy umowę, co najprawdopodobniej dzisiaj zaistnieje, to będziemy później szerzej informować o PPE.

Na koniec kilka słów o tzw. Kafeterii, która od poprzedniego roku u nas działa i każdy pracownik ma co kwartał zasilane konto 100 punktami, gdzie wartość 1 punku, to 1,00 zł. Wiem, że wielu pracowników a właściwie znakomita większość wie o co chodzi w tym systemie i z programu MyBenefit korzystają od dana. Wiem również, iż niektórzy do tej pory niekoniecznie w tym się orientują i dlatego zachęcam aby skorzystali z Kafeterii i po prostu wykorzystywali umieszczone tam punkty, bo niby dlaczego macie to zostawić  😊.
Związki zawodowe podczas negocjacji w tamtym roku, były niechętne do wprowadzenia tego systemu Kafeterii, woleliśmy „żywą gotówkę” w podwyżkach, ale jeśli już to jest i działa, to trzeba zwyczajnie z tego korzystać. Jeśli ktoś z was nie otrzymał wcześniej punktów w ramach nagród, to z samej Kafeterii każdy z was powinien już mieć na koncie 500 punktów, czyli 500,00 zł a to już jest jakaś tam suma i ja np. wykupiłem w Kafeterii za swoje punkty vouchery za które zakupiłem bilety na fajny koncert na stronie ebilety ( to taka strona internetowa na której kupujemy bilety na koncerty, do teatru, na kabarety itp.)
Można w kafeterii również wydrukować talony i robić zakupy w sklepie, czy można kupować bilety do kina, na basen, teraz aktualne mogą być skipassy jeśli ktoś jedzie na narty, itd., itd., możliwości jest sporo.

Podsumowując, przypominam o Kafeterii, ponieważ niektórzy pracownicy nie skorzystali do tej pory z tego systemu a uważam, że jak macie tam swoje pieniądze, to trzeba je wykorzystać.
Wystarczy wejść na stronę internetową: www.mybenefit.pl/polpharma , zalogować się, jeśli ktoś ma kłopoty z internetem, to na pewno w rodzinie ktoś pomoże, można przyjść do Solidarności i też pomożemy.
Realizujcie wasze pieniądze po prostu 😊 😊.


U właściciela ; W farmacji


Cicha dymisja w rządzie. Kulisy rezygnacji wiceministra   Do Rzeczy
Odpowiedzialny za politykę lekową w resorcie zdrowia Marcin Czech zrezygnował ze stanowiska. Jego dymisję przyjął premier Mateusz Morawiecki. Oficjalny powód to kłopoty zdrowotne, ale w tle są kolejne afery z lekami – pisze "Gazeta Wyborcza". Były już wiceminister zdrowia prof. Marcin Czech od kilkunastu dni był na zwolnieniu chorobowym. "GW" zwraca uwagę, że zbiegło się to w czasie z decyzją Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która 14 stycznia wszczęła śledztwo w sprawie możliwej korupcji przy wydawaniu decyzji o refundacji leków. "Wyborcza" przypomina, że wcześniej ujawniła sprawę obchodzenia przez Czecha art. 13 ustawy refundacyjnej, który zmusza firmy farmaceutyczne do obniżenia ceny leku o co najmniej 25 proc. po wygaśnięciu okresu tzw. wyłączności rynkowej. Teraz gazeta pisze o sprawie leku firmy Roche na raka piersi – perjety. Według dokumentów z czerwca 2018 r., do których dotarł dziennik, wiceminister zdrowia sam proponował koncernowi podniesienie ceny tego leku z 6,6 tys. zł do 9,4 tys. zł. Ostatecznie refundacja perjety została przedłużona z wyższą ceną. Według wyliczeń "GW", nawet jeśli Roche daje pierwsze dwa opakowania tego medykamentu za darmo, to i tak po uwzględnieniu liczby dawek za leczenie każdej chorej NFZ płaci ponad 40 tys. zł więcej. O dymisji Marcina Czecha Ministerstwo Zdrowia poinformowało w piątek, 25 stycznia. Wiceminister pracował w resorcie kierowanym przez Łukasza Szumowskiego od sierpnia 2017 r.

Polski lekarz leczy nawet po śmierci   Dziennik
Mamy wstępne wyniki prac zespołu analityków NFZ, którzy badają uczciwość rynku medycznego
Wystawianie recept na nieżyjących pacjentów, podpisywanie ich przez lekarzy, którzy już zmarli. I jeszcze zawieranie kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia przez jednostki zatrudniające martwych medyków. To trzy główne sposoby oszukiwania, na których skupili się analitycy funduszu. Jeden z lekarzy, który miał przyjmować pacjentów, a placówka pobierała za to pieniądze, nie żył od 2015 r. Mimo to ośrodek zapisywał do niego chorych jeszcze w 2018 r. W sumie po śmierci udało mu się zrealizować 16 wizyt. Jak wynika z danych NFZ, w sumie 23 placówki rozliczyły 131 wizyt u nieboszczyków. Fundusz zapłacił za tego rodzaju porady 57 tys. zł. Z kolei nieżyjącym pacjentom wypisano niemal 300 recept. System wyłowił 72 placówki, które wystawiły więcej niż dwie recepty na takich chorych, a których wartość refundacji przekraczała 1000 zł. Najdroższa recepta kosztowała system niemal 13 tys. zł. Całkowita kwota refundacji takich recept wyniosła 64 tys. zł. Umowy z funduszem zawarło też prawie 70 placówek, które wykazywały, że pracuje u nich martwy lekarz. Ponad połowa z nich nie żyła od ponad roku, więc placówka podpisywała kontrakt, mając świadomość, że podaje nierzetelne informacje. I to istotne, bo świadczeniodawca, żeby otrzymać finansowanie z funduszu, musi spełnić konkretne kryteria, w tym posiadać wymaganą liczbę lekarzy oraz specjalistów. Możliwe więc, że część placówek nie otrzymałaby umowy, gdyby nie martwa dusza na liście płac. Wszystkie opisane procedery są wykorzystywane od lat. Zmiana polega na tym, że wcześniej wykrywano je podczas wyrywkowych kontroli w terenie. Teraz sprawy są namierzane zza biurka dzięki analizie informacji, które posiada fundusz. W 2018 r. powołano zespół analityków, który zajął się bazą danych NFZ. A ta jest niemała, bo trafia do niej każdego roku 660 mln rekordów o udzielonych świadczeniach (wizyty u lekarzy, terapie, diagnostyka, pobyt w szpitalu), 330 mln rekordów dotyczących refundacji recept - w sumie dane dotyczą niemal 38 mln Polaków. Zespół stworzył specjalne algorytmy, które przeszukują bazę w celu wykrycia nieprawidłowości. Obecne wyniki są pierwszymi testowymi. Na razie poproszono feralne placówki o wyjaśnienie sytuacji. W zależności od odpowiedzi kolejnym krokiem będzie wysłanie kontroli albo zgłoszenie sprawy do organów ścigania. NFZ przekonywał, że efekty pracy zespołu mogą przynieść miliardowe oszczędności. Na razie jednak wykryto nieprawidłowości rzędu 100 tys. zł. Wiceprezes funduszu Adam Niedzielski przyznaje, że wprawdzie wykryte nieprawidłowości nie dotyczyły wielkich kwot, ale ma to być sygnał ostrzegawczy, iż NFZ ma narzędzie, dzięki któremu może namierzyć naganne praktyki. Do tej pory taką funkcję po części miał pełnić Zintegrowany Informator Pacjenta (ZIP), który dał chorym dostęp do ich historii leczenia, informacji o wystawionych receptach, przepisanych lekach oraz kosztach i liczbie udzielonych porad. Innymi słowy - każdy, kto sobie takie konto założył, mógł sprawdzić, ile wydał na niego NFZ. Fundusz zachęcał pacjentów, żeby informowali go, jeśli zauważą jakieś podejrzane aktywności. W ZIP jest funkcja umożliwiająca raportowanie, np. w przypadku, gdy pacjent zorientuje się, że NFZ zapłacił za wizytę, która się nie odbyła. Ale nie dało to wielkich efektów. Z danych NFZ wynika, że w I kw. 2018 r. pacjenci zgłosili tylko 300 takich przypadków, a połowę z nich fundusz uznał za zasadne. Wartość świadczeń i refundacji wynikających ze zgłoszeń w ZIP wyniosła 254 tys. zł, z czego odzyskano raptem 3400 zł. Nie przeprowadzono też żadnych kontroli. Poza zdalną analizą danych NFZ sprawdza je na miejscu, w placówkach. W III kw. 2018 r. odbyło się 249 postępowań kontrolnych w aptekach. W 76 przypadkach wystawiono ocenę negatywną. Błędy najczęściej dotyczyły źle wypełnionych recept (bez daty, nieczytelne, wydanie nieprawidłowej dawki leku lub wydanie ze złą odpłatnością) oraz braków personelu. Jednak są i poważniejsze sprawy. Na początku stycznia prokuratura wystosowała akt oskarżenia przeciwko lekarzowi psychiatrze, kierownikom aptek i przedstawicielom firmy farmaceutycznej, którzy stworzyli spółkę zarabiającą na refundacji. Kobieta wypisywała leki swoim pacjentom, którzy nie mieli o tym pojęcia. Środki na schizofrenię i inne choroby były wykupywane w kilku aptekach przez przedstawiciela medycznego producenta leków znajdujących na recepcie. Na procederze zyskiwała firma, otrzymując refundację z NFZ, przedstawiciele medyczni wykonywali „plan sprzedażowy”, a farmaceuci, którzy wiedzieli, że sprzedaż jest fikcyjna, zwiększali dochody apteki. NFZ stracił na tym 700 tys. zł. Głośno było też o psychiatrze, który za pomocą fikcyjnych recept wyłudził 8 mln zł.

W kraju i na świecie


Potężny strajk w węgierskiej fabryce Audi!

Trwa tygodniowy strajk załogi fabryki Audi w Győr ogłoszony 24 stycznia przez związki zawodowe, żądające natychmiastowej 18-procentowej podwyżki wynoszącej nie mniej niż 75 tys. forintów (235 euro, czyli ok. 1 tys. zł). Związki oczekują także na jeden pełny wolny weekend w miesiącu dla każdego pracownika, dodatkowe urlopy na opiekę nad dzieckiem oraz dla osób starszych, a także premie jubileuszowe.  Spełnienie postulatów płacowych wyrównałoby wynagrodzenia w węgierskiej fabryce do poziomu w innych lokalizacjach koncernu w Europie Środkowej. Co prawda przeciętna pensja brutto w zakładzie wynosi 444 tys. forintów (1392 euro) i przekracza o połowę średnie wynagrodzenie w kraju – to jednak na Słowacji zarobki są wyższe o 28 proc., w Czechach - o 25 proc., a w Polsce nawet o 39 proc. Płace w naszej części Europy są 2-3 razy niższe niż w Europie Zachodniej. Dlatego koncerny motoryzacyjne dla zwiększenia zysków prowadzą politykę lokalizacji zakładów w Europie Środkowo-Wschodniej – komentuje Bogdan Szozda, przewodniczący Sekretariatu Metalowców NSZZ Solidarność. – Ponieważ w ramach europejskiej federacji przemysłowej IndustriAll  działamy przeciwko dyskryminacji płacowej w Unii Europejskiej, dlatego w całej rozciągłości popieram  żądania związkowców z Węgier – mówi działacz. Grzegorz Pietrzykowski, Przewodniczący Krajowej Sekcji Przemysłu Motoryzacyjnego dodaje – sytuacja w Győr nie odbiega od realiów w naszym kraju. Skoro koszty funkcjonowania zakładu są trzy razy niższe niż na Zachodzie to istnieje ogromny margines na zwiększanie płac, tutaj w pełni solidaryzujemy się z pracownikami węgierskimi w tej walce.
Solidarność ze strajkującymi zadeklarował też niemiecki związek IG Metall, mimo, że strajk spowodował zatrzymanie produkcji w rodzimej fabryce koncernu w Niemczech. W przypadku przedłużania się strajku problemy może też mieć fabryka na Słowacji ponieważ węgierski zakład jest głównym dostawcą silników dla marek Volkswagena i Audi. W Győr pracuje ok. 13 tysięcy osób, z tego 9 tysięcy należy do związku zawodowego AHFSZ, Jak informują związkowcy od początku strajku liczebność organizacji zwiększyła się o 300 osób. Bezapelacyjnie trzeba wspierać ambitne cele negocjowania znaczących podwyżek płac w sektorze motoryzacyjnym w naszym regionie Europy, bo docelowo będzie to z korzyścią dla wszystkich pracowników najemnych –zwraca uwagę Sławomir Adamczyk, szef Działu Branżowo-Konsultacyjnego KK. – To jest wzorzec sprawdzony na Zachodzie, że efekty negocjacji płacowych we wiodącej branży stymulują dynamikę wzrostu wynagrodzeń w całej gospodarce a w ślad za tym w sferze budżetowej, choć może to zabrać trochę czasu – dodaje ekspert.

Piotr Duda w Rz: "Jeśli premier chce mieć wroga w Solidarności, to staniemy na wysokości zadania"

Przewodniczący NSZZ "Solidarność" udzielił wywiadu "Rzeczpospolitej". Piotr Duda szeroko i niekiedy ostro komentował doświadczenia współpracy z rządem. I te dobre, i te niekoniecznie satysfakcjonujące.
Solidarność nigdy nie popierała żadnej partii, chyba że sama startowała w wyborach, tak jak w latach 90. Ewentualnie w przyszłym roku, jak stanie do reelekcji pan prezydent Andrzej Duda, to Komisja Krajowa będzie w tej sprawie podejmowała decyzję
- mówił Piotr Duda.
Światopoglądowo dzieli nas [z Robertem Biedroniem-red.] przepaść i trudno wyobrazić sobie współpracę, ale każdy polityk, który deklaruje propracownicze rozwiązania, może liczyć na nasze poparcie (…) Jeżeli chodzi o Zjednoczoną Prawicę, to w większości spraw słowa dotrzymała. Dlatego tym bardziej nie rozumiem problemów z podwyżkami dla budżetówki
- przypomniał.
Znamy się [z premierem Morawieckim-red.] od ładnych paru lat i trudno mi cokolwiek powiedzieć złego na jego temat. Warto w tym kontekście pozytywnie powiedzieć o działaniu innych ministrów, chociażby pana ministra Ziobry. (…) Bardzo pozytywnie oceniamy też panią minister Elżbietę Rafalską za jej aktywność w Radzie Dialogu Społecznego i wspieranie zmian korzystnych dla pracujących. Nie znaczy to jednak, że polityka całego rządu jest dla nas zrozumiała. Przykładem mogą być ostatnie wydarzenia w Jastrzębskiej Spółce Węglowej
- zwrócił uwagę.
Po trzech latach rządów Zjednoczonej Prawicy zaczynamy obserwować, że ci, którzy prowadzą dialog merytoryczny (…) nie uzyskują nic, a ci którzy stawiają na protesty, zyskują podwyżki i uprawnienia. Mam tu na myśli chociażby policjantów i pielęgniarki (…) Dlatego rządzący muszą się zastanowić nad tym, jaką chcą przyjąć formułę rozmów ze stroną społeczną. Bo to, co się dzieje obecnie, uważam za niedopuszczalne. Nie po to zbudowaliśmy wspólnie z poprzednim rządem platformę dialogu, jaką jest RDS, żeby z niej nie korzystać i negocjacje przenosić na ulicę
- stwierdził.
Wydawało się że sierpniowe spotkanie z panem premierem Mateuszem Morawieckim późniejsze spotkanie z panią minister Elżbietą Rafalską dały ustną zgodę na pierwsze od 8 lat podwyżki wynagrodzeń w sferze budżetowej i odmrożenie wskaźnika odpisu na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. Już teraz wiadomo, że realizacja roszczeń innych grup zawodowych spowodowała że nie będzie 7 proc. podwyżki w budżetówce, tylko może 5 proc., bo te środki zostały przesunięte na podwyżki dla policjantów (…) jeśli mają dostać podwyżki to niech będzie tyle samo dla policjantów, nauczycieli, pracowników urzędów wojewódzkich, sanepidu czy służby weterynaryjnej
- zauważył.
Nie bez powodu zgłosiliśmy swoje postulaty w połowie 2018 roku, aby czekać ze zmianami do 2020 r. Gdy na początku marca 2018 r. zaczęły się negocjacje co do budżetu na 2019 r. zaproponowaliśmy podwyżki dla budżetówki w wysokości 12 proc. Usłyszeliśmy, że nie ma tyle pieniędzy. Teraz okazuje się, że po protestach pieniądze się znalazły (…) Domagamy się więc wprowadzenia postulowanej przez nas emerytury za staż, 40 lat pracy dla mężczyzn i 35 lat dla kobiet, pod warunkiem że wyliczona na tej podstawie emerytura musi być wyższa od 150 proc. minimalnego świadczenia. Jaka jest różnica między policjantem, nawet tym, który pracuje w prewencji przez 25 lat, a pracownikiem, który w hutnictwie ciężko pracuje przez 40 lat?
- zapytał.
Pierwsze lata funkcjonowania rządów ZP to były dobre lata. Byłem wtedy przewodniczącym Rady Dialogu Społecznego i wiele wtedy osiągnęliśmy (…) W tej chwili jest dokładnie odwrotnie, co jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Przekształcenie NSZZ Solidarność w komitet protestacyjno-strajkowy jest konsekwencją obecnej polityki i niezrozumiałych sygnałów ze strony rządu dotyczących choćby płac w budżetówce. To niedotrzymanie słowa danego przez premiera Morawieckiego w czasie rozmów w Gdańsku. Rządzący reagują obecnie wyłącznie na akcje protestacyjne. W tym wątpliwe moralnie akcje L4. Związek zawodowy ma inne narzędzia i Solidarność będzie z nich korzystać. Jeżeli PiS chce mieć partnera, to go będzie miał, jeżeli chce sobie poszukać wroga, to też staniemy na wysokości zadania
- zapowiedział.
Nie jesteśmy zapleczem PiSu a jedynie wykorzystujemy polityków dla naszych celów. A nasze cele to jest pomoc pracownikom i tylko tyle.
- podkreślił.


Miara Mirosław                  
 Przewodniczący KM NSZZ  Solidarność