czwartek, 14 lutego 2019

PIGUŁKA nr 6/19


PIGUŁKA                Warszawa 15.02.2019r.
Co słychać w Solidarności                    Nr 06/19
Tygodnik NSZZ Solidarność Polfa Warszawa S.A.
___________________________________________________________________________________________________________________________________

W Polfie Warszawa  S.A.

W tygodniu

W poniedziałek 11 lutego 2019 r. odbyło się kolejne spotkanie negocjacyjne w sprawie podwyżek płac.
Jedyne co mogę pozytywnego powiedzieć o tym spotkaniu to to, że spotkanie w poniedziałek jak również spotkania poprzednie, odbyło w spokojnej prawie że miłej atmosferze. Co do atmosfery, to rzeczywiście jakoś tak się stało, że rozmawia nam się od pewnego czasu sympatyczniej, bez niepotrzebnego spinania i nerwowej atmosfery, no ale to niestety tyle pozytywnych wieści. Co do meritum spotkania i ustaleń, to już niestety dramat. Po pierwsze propozycje podwyżek przedstawiane przez Zarząd są od początku do tego spotkania, poniżej naszych oczekiwań. Nie sądziłem, że w tym roku będziemy  się droczyć z Zarządem, aby po wielu spotkaniach być może osiągnąć poziom z poprzedniego roku. Rozstaliśmy się bez uzgodnień, chociaż w firmach w Starogardzie i w Nowej Dębie już negocjacje zakończono porozumieniem. Następne spotkanie odbędzie się 26 lutego, ale czy zakończy się porozumieniem – trudno powiedzieć, być może, że będzie brak porozumienia, odejdziemy od stołu negocjacyjnego a pracodawca sam wprowadzi podwyżki bez uzgodnień ze związkami, tak już też bywało – zobaczymy.
To poniedziałkowe spotkanie dla mnie było też osobistą klęską, bo uznałem, że dałem się ograć jak dziecko i zgubiła mnie ufność w słowne ustalenia. Rok temu przy ustalaniu zmian w taryfikatorze naszym zdaniem zabrakło stanowiska laborantów, wśród kilku awansów o kategorię wyżej, niektórych grup zawodowych.
Mogliśmy nie podpisywać taryfikatora domagając się tej zmiany, ale uzgodniliśmy moim zdaniem, że ta grupa zawodowa zmieni nazwę i automatycznie znajdzie się w kategorii wyżej. Po podpisaniu porozumienia płacowego okazało się, że zaczynają się „schody” w tym temacie. Najpierw nam udowadniano, że tylko dla kilku osób z kilkunastu, można zmienić nazwę stanowiska. Potem nam obiecano, że stanowisko laboranta zostanie ponownie wyceniono, no a później było tylko gorzej. Co spotkanie cykliczne pytaliśmy co z wyceną i okazało się, że tak nas przetrzymano do poniedziałku właśnie, czyli rok, przetrzymano przez rok, po to tylko, żebyśmy usłyszeli, że wycena się odbyła a stanowisko zostało wycenione poniżej obecnego stanu. Nie chcę wprowadzać wrogiej atmosfery, dlatego skomentuję to tylko w ten sposób, dałem się ograć jak dziecko, wszystko trzeba zapisywać w porozumieniu, nie można nic uzgadniać na słowo. Ja w każdym razie na długo sobie zapamiętam jakiej metody użyto, jestem rozgoryczony, zdegustowany i nie zostawię tego bez echa, bo moim zdaniem tak po prostu się nie gra.
Przepraszam za ciut przydługi wywód, bo sprawa nie dotyczy większości pracowników, tylko kilkunastoosobowej grupy, która jednak moim zdaniem zdecydowanie nie zasłużyła na takie potraktowanie i moim zdaniem przy ustanawiania zmian w taryfikatorze w tamtym roku, została skrzywdzona. Natomiast tłumaczenie, że starszy laborant nie może być w grupie np. ze starszym elektrykiem i starszym mechanikiem, bo nie zna języka angielskiego dla mnie jest p……….. a nie argumentem, bo ci laboranci robią swoją robotę od lat, w kolejce po analizy stoją razem ze specjalistami i są ważnymi i potrzebnymi pracownikami w Kontroli Jakości. Mogę ich tylko przeprosić, że nie potrafiłem skutecznie się za nimi ująć.

Reasumując, uzgodnień podwyżkowych nie ma, nie wiem czy dojdziemy do porozumienia, pracodawca twierdzi, że fluktuacja pracowników w Polfie Warszawa jest mała, czyli odsetek zwalniających się z pracy jest nieduży w porównaniu z rynkiem lokalnym, to i nie bardzo widzi powody do większych wzrostów płac. Może w ciągu roku nastąpi refleksja, ale osobiście uważam, że to właśnie teraz powinny być skuteczne decyzje, żeby nie obudzić się „ z ręką w nocniku”.
Jeszcze jeden temat ostatnio był bardzo drażliwy a dotyczył wysyłania pracowników na urlopy. Nie będę opisywał sprawy szczegółowo, bo po interwencjach sprawę rozwiązaliśmy polubownie, natomiast uczulam pracowników aby zwracali uwagę na temat urlopów. Niżej fragment Kodeksu Pracy w tym temacie:
Art. 163.
§1. Urlopy powinny być udzielane zgodnie z planem urlopów. Plan urlopów ustala pracodawca, biorąc pod uwagę wnioski pracowników i konieczność zapewnienia normalnego toku pracy. Planem urlopów nie obejmuje się części urlopu udzielanego pracownikowi zgodnie z art. 1672.
§11. Pracodawca nie ustala planu urlopów, jeżeli zakładowa organizacja związkowa wyraziła na to zgodę; dotyczy to także pracodawcy, u którego nie działa zakładowa organizacja związkowa. W takich przypadkach pracodawca ustala termin urlopu po porozumieniu z pracownikiem. Przepis § 1 zdanie drugie i trzecie stosuje się odpowiednio.
§2. Plan urlopów podaje się do wiadomości pracowników w sposób przyjęty u danego pracodawcy.

Reasumując, mam nadzieję, że sytuacja która niedawno miała miejsce, już więcej się nie powtórzy a przełożeni będą bacznie zwracać uwagę na  cel i przeznaczenie urlopów wypoczynkowych oraz będą zarządzać urlopami zgodnie z prawem pracy.

U właściciela ; W farmacji


Porażka, chaos! System wykrywania sfałszowanych leków budzi skrajne emocje   Dziennik

To, jak wdrażamy przepisy dyrektywy fałszywkowej, najlepiej przedstawia mentalność Polaków. Unijne gremia przyjęły przepisy i dały państwom członkowskim kilka lat na dostosowanie się do nich. Biało-czerwony zwyczaj zaś nakazuje przez dłuższy czas się uśmiechać, mówić sobie, że jest wiele czasu, by w ostatniej chwili złapać się za głowę i pokrzykiwać: To już? Tego się nie da zrobić w tak krótkim czasie! Wszystkich, oprócz pośpiechu, łączy jedno: szukają winnych. Zdaniem farmaceutów winne są rząd i fundacja KOWAL, której powierzono wdrożenie systemu. Zdaniem rządu winni są farmaceuci i fundacja KOWAL. A zdaniem fundacji KOWAL pewnie winni są farmaceuci i rząd.
Wiele wskazuje na to, że fundacja KOWAL rzeczywiście nie podołała zadaniu i najbliższe miesiące będą trudne i dla aptekarzy, i dla pacjentów. Pamiętać jednak należy, że podmiot ten tworzą przedstawiciele branży farmaceutycznej. Pretensje więc powinni mieć do samych siebie. Sytuacja jest poważna. Leki bowiem będą sprawdzane pod kątem ich oryginalności. Tyle że weryfikowane będą także niektóre z tych już wyprodukowanych. I one w znaczącej mierze będą zapalały wszelkie czerwone lampki. Bo choć leki najprawdopodobniej będą oryginalne, to system będzie w nich widział fałszywki. Co prawda KOWAL przekonuje farmaceutów, by wydawać takie leki pacjentom, ale aptekarze zwracają uwagę, że wytyczne „jakiejś tam fundacji” to nie ustanowione prawo. Część aptek w ogóle do systemu nie będzie w najbliższych dniach podłączona. Nie otrzymały bowiem danych dostępowych. Trudno się temu dziwić, skoro wiele przesyłek wysyłano na nieaktualne adresy. Ustawodawca z kolei uważa, że wszystko można rozwiązać za pomocą groźby karania. Procedowany projekt nowelizacji prawa farmaceutycznego (powinna wejść w życie 9 lutego 2019 r., ale oczywiście nawet z tym nie zdążono) przewiduje kary do pół miliona zł dla wszystkich tych, którzy do nowych regulacji nie będą się stosować. A to, że w Polsce nikt tak naprawdę nie wie, jak się do nich zastosować - to przecież już problem przedsiębiorców, a nie władzy. Przespaliśmy ponad dwa lata. O nowych unijnych przepisach wiemy od 2016 r., ale i tak nie jesteśmy na nie gotowi. Szykuje się problem dla tysięcy farmaceutów i ryzyko dla pacjentów. Co na to resort zdrowia? Dolewa oliwy do ognia i planuje milionowe kary - Ogromny chaos - mówi Marcin Piskorski, prezes Związku Pracodawców Aptecznych PharmaNET. Nieuchronna porażka - dodaje Łukasz Waligórski, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej, redaktor naczelny branżowego portalu Mgr. Farm.  Ryzyko dla pacjentów i gigantyczne wyzwanie stojące przed farmaceutami - stwierdza Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. „Uda się wszystko wprowadzić” - słyszymy z kolei w oficjalnych wypowiedziach urzędników wysokiego szczebla. Ale zaraz dodają: „Oby” i od razu zastrzegają, że to zwątpienie to oczywiście nieoficjalnie. Już w tę sobotę, tj. 9 lutego 2019 r., wchodzi do polskich aptek system wykrywania sfałszowanych leków. Od tego dnia każdy farmaceuta zanim wyda jakikolwiek specyfik, musi zweryfikować jego autentyczność. Choć o nowych ogólnounijnych regułach wszyscy wiedzieli od co najmniej 2016 r., to Polska jako państwo jest zupełnie nieprzygotowana do ich wdrożenia. Przy czym najwięcej zadań będą mieli aptekarze, który już podkreślają, że niejasności w interpretacji przepisów i wyzwań technicznych jest tyle, że nie chcą ponosić odpowiedzialności za ewentualną porażkę. A ta może być dotkliwa dla pacjentów. Bo jak słyszymy od pracowników aptek, może się okazać, że niektóre placówki - z ostrożności - przestaną wydawać część leków przychodzącym do nich chorym. Za systemem wykrywania sfałszowanych leków produktów medycznych, który spędza sen z powiek niemal całej branży farmaceutycznej stoi, tzw. dyrektywa fałszywkowa. To dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2011/62/UE z 8 czerwca 2011 r. zmieniająca dyrektywę 2001/83/WE w sprawie wspólnotowego kodeksu odnoszącego się do produktów leczniczych stosowanych u ludzi - w zakresie zapobiegania wprowadzaniu sfałszowanych produktów leczniczych do legalnego łańcucha dystrybucji. Uzupełniono ją rozporządzeniem delegowanym Komisji (UE) nr 2016/161 z 2 października 2015 r., w którym datę graniczną wprowadzenia nowych przepisów wyznaczono właśnie na 9 lutego 2019 r. I nie ma znaczenia, że polski ustawodawca nie zdążył przyjąć ustawy implementującej. Przepisy unijne należy stosować wprost. Niby proste, a wątpliwości przybywa Wdrożenie antyfałszywkowego systemu powierzono w Polsce fundacji KOWAL, czyli Krajowej Organizacji Weryfikacji Autentyczności Leków, a całą procedurę weryfikacji autentyczności medykamentów w dużym uproszczeniu można przedstawić tak: niemal każdy ze sprzedawanych leków na receptę oraz niektóre bez recepty będą musiały posiadać na swych opakowaniach unikalny kod. Aptekarz, wydając pacjentowi produkt, będzie musiał do tego oznaczenia przyłożyć specjalny czytnik. Jeśli system wskaże, że lek pochodzi z legalnego źródła, do sprzedaży dojdzie. Jeśli pojawi się alarm, aptekarz leku nie sprzeda, za to będzie musiał powiadomić inspekcję farmaceutyczną o tym, że ma na stanie najprawdopodobniej sfałszowany produkt. Zeskanowanie przed sprzedażą opakowania np. z tabletkami spowoduje, że jego oznaczenie zostanie wycofane z użytku. Tak więc, jeśli w przyszłości pojawiłoby się opakowanie oznaczone tak samo, ogólnounijny system błyskawicznie ostrzeże, że mamy do czynienia z fałszywką. Brzmi prosto, prawda? Niestety, to pozory, bo tak wcale nie jest. Farmaceuci mają ogrom wątpliwości. Co prawda wiele z nich rozwiewa główny inspektor farmaceutyczny (patrz: „Urząd wyjaśnia”, s. c5), ale obawy i tak zostają. Głowią się farmaceuci Największy problem dotyczy okresu przejściowego. Jest bowiem tak, że po 9 lutego 2019 r. leki u producentów będą miały nadawane specjalne oznaczenie. Wiele produktów wytworzonych przed datą graniczną jednak odpowiednich oznaczeń nie ma. Część producentów postanowiła przepakować swoje leki. Od pewnego czasu wprowadzają oni do obrotu produkty w opakowaniach zawierających zabezpieczenia - kod 2D oraz kod ATD (ATD czyli Anti-tempering device jest przewidzianym w rozporządzeniu delegowanym jednym z zabezpieczeń - obok niepowtarzalnego Identyfikatora - pozwalającym na stwierdzenie faktu uprzedniego otwarcia opakowania; w praktyce pojawia się na opakowaniach w postaci banderol, zabezpieczeń foliowych, opakowań wymagających uszkodzenia przy otwieraniu). Obecnie w obrocie znajdują się opakowania zawierające tylko jedno z zabezpieczeń lub oba zabezpieczenia łącznie, a część podmiotów odpowiedzialnych rozpoczęła już zasilanie centralnego repozytorium (europejskiej bazy) numerami identyfikującymi opakowania z serii już wprowadzonych do obrotu. Wielu wpisów jednak jeszcze nie ma. - Powyższa sytuacja po 9 lutego 2019 r. może skutkować tym, że farmaceuta wydając lek pacjentowi, widząc umieszczone na opakowaniu zabezpieczenia, będzie próbował dokonać weryfikacji autentyczności leku w krajowej bazie w odniesieniu do serii wprowadzonych przed 9 lutego 2019 r., co z dużym prawdopodobieństwem wygeneruje alert systemu - wyjaśnia Michał Kaczmarski, prezes KOWAL. Organizacja nazywa to „alertem fałszywie dodatnim”. Czyli w skrócie: opakowania wielu leków wyprodukowanych przed datą wejścia w życie przepisów mają już kod umożliwiający skanowanie produktu, ale zarazem po zeskanowaniu go system będzie zwracał komunikat, że lek może być sfałszowany. Farmaceuta, wiedząc, że ma do czynienia z alertem fałszywie dodatnim, powinien jednak wydać pacjentowi lek - słyszymy w fundacji KOWAL………………………………………………………………………………….…………………  ..
W kraju i na świecie


Podwyżki w Timken Polska
Dzięki staraniom zakładowej Solidarności od 1 marca 2019 roku fundusz płac w spółce Timken Polska w Sosnowcu wzrośnie o 5,5 proc. Wysokość podwyżek dla poszczególnych pracowników będzie przedmiotem odrębnych negocjacji między przedstawicielami związków zawodowych i pracodawcą. Rozmowy powinny zostać zakończone do końca lutego. Jak informuje Zbigniew Michalkiewicz przewodniczący Solidarności w Timken Polska w Sosnowcu, będzie to już kolejny rok z rzędu, w którym związkowcy skutecznie negocjują z pracodawcą wzrost płac. – Zawsze staramy się, żeby pieniądze na podwyżki zostały podzielone między pracowników w  optymalny sposób – mówi Zbigniew Michałkiewicz, przewodniczący Solidarności w spółce Timken Polska w Sosnowcu. Jak wyjaśnia, każdy z pracowników spółki ma indywidualnie określone zadania do wykonania. Wysokość podwyżki dla poszczególnych osób będzie zależała od tego, w jakim stopniu zrealizowały swoje plany. W 2018 roku fundusz płac w spółce został podniesiony o 4,5 proc. Wtedy też wysokość podwyżek była uzależniona od stopnia wykonania założonych planów. Pracownicy, którzy zrealizowali wyznaczone im zadania, otrzymali podwyżki w wysokości nie mniejszej niż 150 zł miesięcznie, a osoby, które  przekroczyły plan, co najmniej 230 zł miesięcznie. Sukcesem Solidarności jest także zmiana zasad naliczania premii. – Dotychczas w naszej firmie obowiązywały inne reguły dotyczące premii dla pracowników fizycznych, a inne dla umysłowych. Po latach starań udało nam się ujednolicić te zasady, co jest znacznie korzystniejsze dla pracowników, a premia będzie stanowić istotny składnik wynagrodzenia – wskazuje przewodniczący.  W tym roku dzieci pracowników Timken po raz kolejny skorzystają z wynegocjowanego przez Solidarność dofinansowania do ferii zimowych z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. – Zarówno w przypadku ferii, jak i letnich wakacji pracownicy mogą liczyć na dofinansowanie wypoczynku dzieci nawet do 75 proc. kosztów wyjazdu – podkreśla Michałkiewicz.

Referendum strajkowe w Biedronkach!
Solidarność działająca w Biedronce rozpoczęła referendum strajkowe. Głosowanie potrwa do końca kwietnia. To praca ponad siły – mówią pracownicy sieci Biedronka. W sklepie odpowiadają za wszystko, od zamiatania parkingu po rozładunek TIR-ów z towarem. Obowiązków ciągle przybywa, a liczba pracowników na zmianie od lat jest taka sama.  – W moim sklepie na zmianie są 3 osoby plus kierownik. Gdy dodatkowo ktoś np. weźmie urlop na żądanie robi się horror. Gdy wracam do domu po takiej dniówce nie mam nawet siły ugotować dzieciom obiadu – mówi pani Ewa, kasjerka z jednego ze sklepów Biedronki w dużym śląskim mieście. Pracownik „wielozadaniowy” Ewa wskazuje jednak, że „kasjerka" to określenie, które niezbyt przystaje do rzeczywistości, bo w Biedronce każdy pracownik jest „wielozadaniowy”. – W teorii odpowiadam za pierwszą alejkę, czyli wypiekanie pieczywa i warzywniak. W praktyce robię wszystko. Uzupełniam towar na półkach, sprzątam sklep i parking, pracuje w magazynie. Gdy podjedzie TIR, lecę go rozładować, a jak zadzwoni dzwonek, biegnę na kasę, gdzie na dodatek słucham pretensji od klientów, którzy muszą stać w kolejkach. Tak jakby to była moja wina – żali się pani Ewa. Na fatalne warunki pracownicy Biedronki skarżą się od lat. Tych skarg jednak nikt nie chce słuchać. Jak opowiada pani Magda, która w Biedronce jest zatrudniona od 10 lat, pracownicy nie mogą doprosić się u pracodawcy załatwienia najprostszych spraw, takich jak np. zaopatrzenie sklepu w podstawowy sprzęt do sprzątania. – Na cały sklep mamy jedno wiadro z mopem. Zmiotki i szufelki do zamiatania przyniosłyśmy sobie z domu. Kiedy zgłosiłam, że z krzesła obrotowego na kasie odpadły dwa kółka i nie da się na nim siedzieć, na nowe czekałam dwa miesiące – wylicza pani Magda. 
 Biedronka daje zarobić? Poprawa warunków pracy jest jednym z głównych postulatów Solidarności w sporze zbiorowym, który trwa w sieci Biedronka od sierpnia ubiegłego roku. Solidarność oraz pozostałe związki zawodowe, które przystąpiły do sporu, domagają się również skrócenia do 21.00 godzin pracy w dni przypadające przed niedzielą wolną od handlu (dziś niektóre Biedronki są w soboty otwarte nawet do 23.00) oraz wprowadzenia regulaminu wynagradzania z jasnymi kryteriami premiowania. – Biedronka bardzo często chwali się w mediach, o ile podwyższyła wynagrodzenia czy premie dla pracowników. Jednak zazwyczaj te „podwyżki” skonstruowane są w taki sposób, że część pracowników widzi je tylko w artykułach prasowych – tłumaczy Piotr Adamczak, przewodniczący Solidarności w Jeronimo Martins Polska, firmie do której należy sieć Biedronka. Sporu nie udało się rozwiązać przy stole negocjacyjnym. Jak podkreśla Piotr Adamczak, pracodawca mimo braku porozumienia w sprawie postulatów zgłoszonych przez pracowników, podjął decyzję o zakończeniu mediacji z udziałem mediatora wyznaczonego przez resort pracy. W tej sytuacji związkom zawodowym pozostało tylko rozpoczęcie referendum strajkowego. Formalnie głosowanie wystartowało 15 stycznia i potrwa do końca kwietnia. Zawiadomienie do prokuratury Jednak jeszcze przed rozpoczęciem głosowania, zaczęły się problemy. Pracodawca nie udostępnił związkom list pracowników, które są potrzebne do przeprowadzenia referendum. Zabronił im również wejścia z urnami do głosowania na teren sklepów. – Złożyliśmy w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury – podkreśla Piotr Adamczyk. Sieć Biedronka ma w Polsce ok. 3 tys. sklepów, w których zatrudnia ponad 65 tys. osób. Przeprowadzenie referendum strajkowego w tak dużym przedsiębiorstwie jest olbrzymim wyzwaniem logistycznym. Aby było ono ważne, głosy musi oddać co najmniej połowa wszystkich uprawnionych pracowników. – Pomimo tego, że pracodawca robi w naszej ocenie wszystko, aby utrudnić przeprowadzenie referendum, zainteresowanie pracowników jest bardzo duże. Do czasu wyjaśnienia sprawy przez prokuraturę pracownicy mogą głosować np. w biurach regionów i oddziałów Solidarności w całym kraju. Oprócz tego mamy urny mobilne, z którymi jeździmy od sklepu do sklepu – tłumaczy przewodniczący.

Miara Mirosław                  
 Przewodniczący KM NSZZ  Solidarność