PIGUŁKA Co słychać w Solidarności |
Warszawa 25.09.2020r. nr 34/20 |
W Polfie Warszawa
S.A. |
|
W
tygodniu
Tydzień temu pisałem, że nie otrzymuję żadnych
skarg, pytań, co mnie trochę zastanawiało dlaczego tak jest. No i trochę drgnęło,
pracownicy zaczęli pytać np. o premię retencyjną. Dlaczego pytania akurat w tym
temacie, otóż już dużymi krokami zbliża się termin „0” 😊, to znaczy
koniec okresu (01.01.2018-31.12.2020) za który będzie wypłacona pierwsza część
premii retencyjnej w wysokości 15 000,00 zł. Wypłata ma być zrealizowana
do 31 marca 2021 r. Warunki jakie należy spełnić aby otrzymać premię są zawarte
w „Regulaminie Retencji Pracowników”, który jest dostępny w Intranecie, zakładki:
zasoby/procedury. Pamiętam jak wchodził Regulamin w życie, wielu pracowników
nie wierzyło, że kiedykolwiek otrzymają obiecane pieniądze. No niedługo wszyscy
się przekonamy, że jednak wypłata będzie 😊. Tyle, że wielu z nas jednak pewnie „obliże
się smakiem”, bo warunki otrzymania premii są dość wymagające. Ocena przynajmniej
ME minus (lub inna odpowiadająca tej ocenie) i świadczenie pracy przez
przynajmniej 95% dni. No ten drugi warunek jest moim zdaniem zbyt okrutny i
bardzo wymagający. Choroby, operacje, to zdarzenia praktycznie niezależne od
nas i prawie każdego doświadczają. Przekroczenie 95% będzie niestety bolesne
dla wielu pracowników i będą czuli się pokrzywdzeni, bo uczciwie przepracowali
wymagany okres trzech lat, starali się, wypełniali solidnie swoje obowiązki ale
np. zdarzyła im się operacja kolana, co łączy się z okresem dochodzenia do
sprawności a więc z dość długim zwolnieniem. Może jednak oprócz regulaminu
warto byłoby pochylić się nad pojedynczymi przypadkami np. takimi jak opisany.
Druga część premii ma być wypłacona
po zakończeniu funkcjonowania zakładu a więc wcale mi nieśpieszno, oby ten
moment nigdy nie nastąpił i mam na myśli oczywiście koniec zakładu.
Ze spraw bieżących. W najbliższych
dniach mają być wydawane maski, trochę lepsze niż jednorazowe, bo z filtrem.
Bodajże po dwie na miesiąc i mamy zapas do końca roku. Niedawno zaproponowałem Zarządowi
zakup tzw. półprzyłbic, bo są bardziej wygodne moim zdaniem w użytkowaniu i
można używać bardzo długo. Niestety pomysł nie uzyskał akceptacji, ale jeśli ktoś
z pracowników posiada taką półprzyłbicę, to zgodnie z przepisami można jej również
używać w pracy, niekoniecznie musi być maseczka.
Otrzymałem pomyślne informacje o
szczepieniach przeciw grypie. Ponoć Luxmed ma zapewnić szczepionki dla
wszystkich, którzy mają pakiet a więc dla wszystkich naszych pracowników, oby
tak było. Komunikat w sprawie szczepień ma się ukazać niebawem, dlatego więcej
nie piszę na ten temat, ale zachęcam bardzo do szczepienia.
Również z dobrych informacji, to
wzrost naszej sprzedaży we wrześniu. Rokowania naszych „rachmistrzów” 😊, co do
zapotrzebowania na nasze leki w ostatnim kwartale nadal ponoć złe, ale ja już pisałem
poprzednio, że jestem słabej wiary w te wyliczanki. Wrzesień też wyliczyli, że
miał być słaby a tu proszę. Mam nadzieję, że Zarząd w planowaniu produkcji
będzie kierował się swoim rozumem, tak żeby pracownicy mieli pracę a nie
przestoje, bo później się okazuje (i to już przerabialiśmy), że trzeba pracować
po godzinach albo w soboty, po takich mądrych planowaniach przestojów, czy
likwidowania zapasów, to już było.
Bardzo wzrosły statystyki zachorowalności na Covid19,
zdarzyło się przekroczyć nawet 1000 zachorowań na dobę, więc dbajmy o siebie, nie
lekceważmy ograniczeń, jesień będzie
wielkim sprawdzianem, obyśmy dali radę i aby nasza służba zdrowia nie poległa,
obawiam się tego niestety.
U właściciela ; W farmacji |
|
Parlament Europejski wzywa do
zabezpieczenia dostaw i lokalnej produkcji leków MGrFarm
Panująca epidemia koronawirusa spowodowała kryzys
zdrowotny – brakuje różnego rodzaju leków. Na dłuższą metę taka sytuacja
doprowadzi do tragicznych skutków. Parlament Europejski postanowił więc
zareagować i stworzył 17 września specjalną rezolucję. Do czego w niej
zachęca? Stowarzyszenie Europejskich Szpitali Uniwersyteckich ostrzegło w
kwietniu, że rosnący popyt na oddziałach intensywnej terapii na niektóre środki
znieczulające, antybiotyki, środki zwiotczające mięśnie i leki stosowane poza
wskazaniami do leczenia koronawirusa może oznaczać wyczerpanie zapasów. Do tego
doszły takie czynniki, jak zmniejszona produkcja, problemy logistyczne, zakazy
eksportu i gromadzenie zapasów z powodu kryzysu zdrowotnego. Aby powstrzymać
ten rosnący trend, Parlament Europejski 17 września przyjął rezolucję wzywającą
UE do większej samowystarczalności w kwestiach zdrowotnych. Co proponuje
Parlament? W rezolucji posłowie przyjęli nowy program UE
dla zdrowia „EU4Health”, którego celem jest zwiększenie dostępności leków i
sprzętu medycznego. Wezwali też do zwiększenia produkcji farmaceutycznej w
Europie i ustalenia minimalnych standardów jakości opieki zdrowotnej.
Ponadto proponują, by: wprowadzić zachęty finansowe dla producentów
aktywnych składników farmaceutycznych do lokalizowania działalności w Europie
oraz monitorowanie bezpośrednich inwestycji zagranicznych w zakładach
produkcyjnych; utworzyć unijną rezerwę awaryjną leków o strategicznym
znaczeniu, która funkcjonowałaby jako „awaryjna apteka europejska”
zmniejszająca ryzyko niedoborów; wymieniać się dobrymi praktykami w zarządzaniu
zapasami; zwiększać wspólne unijne zamówienia na leki; ułatwić przepływ leków
między państwami członkowskimi UE. Przypomnijmy, że komisja w kwietniu tego
roku wezwała państwa członkowskie do zniesienia zakazów eksportu i unikania
gromadzenia zapasów, zwiększenia i zreorganizowania produkcji zapewnienia
optymalnego wykorzystania w szpitalach poprzez realokację zapasów rozważenie
alternatywnych leków i optymalizacji sprzedaży w aptekach. Jaką strategię
przyjmie Unia? Przyjęta rezolucja wzywa Komisję Europejską do zajęcia się
kwestią dostępności i przystępnej ceny leków oraz zależności od importu w
przyszłej strategii farmaceutycznej Unii Europejskiej. Oczekuje się, że KE
zaproponuje środki, które pomogą poprawić i przyspieszyć dostęp do bezpiecznych
oraz niedrogich leków, wspierać innowacje w unijnym przemyśle farmaceutycznym,
wypełniać luki rynkowe i ograniczać uzależnienie od surowców z krajów trzecich.
Komentarz:
No tak trzeba było pandemii i rezolucji
Parlamentu Europejskiego aby dojść do wniosków, które normalny człowiek nie
zaślepiony maksymalnym zyskiem, znał od dawna. Przecież trzydzieści lat temu
prawie każda państwowa Polfa miała wydziały ( u nas Synteza i Organopreparaty) wytwarzające
surowce do produkcji leków. Po prywatyzacji rozpoczęła się moda w Polsce, ale i
w całej Europie, na zakup surowców z Azji, no i mamy co mamy. Teraz wielkie wytrzeźwienie,
że rynek leków np. przez pandemię, może całkowicie przestać działać, bo prawie
nikt w Europie nie produkuje surowców, no brawo. Przecież od początku każdy kto
kupował z Azji surowce przez lata, wiedział że to producent niepewny,
ryzykowny, no ale co, było tanio i zyski były o wiele większe i biznes się kręcił,
aż nagle sru…. .
MM
W kraju i na świecie |
|
|
Komentarz:
Niżej artykuł w którym obecną sytuację pandemii, komentuje
pracodawca. Z zasady jako związkowiec powinienem się nie zgadzać z tezami które
stawia pracodawca 😊 😊
😊, ale muszę uczciwie przyznać, że to bardzo „trzeźwa”
ocena obecnej sytuacji i z niekturymi tezami, po obserwacji sytuacji przez
ponad pół roku, chyba należy się zgodzić ☹.
Bardzo ciekawy artykuł,
polecam
MM
"Powinniśmy przejść na model szwedzki”. Prezes Comarchu
podsumowuje pół roku lockdownu
https://businessinsider.com.pl/firmy/janusz-filipiak-prezes-comarchu-o-koronawirusie-i-pracy-zdalnej/fd2bv4h?utm_source=browser_viasg_businessinsider&utm_medium=push&utm_campaign=allonet_00d_69faf1aaed061b0&srcc=ucs&utm_v=2
Mikołaj Kunica, redaktor naczelny Business Insider Polska: Polska i
Europa mają za sobą nieco ponad pół roku doświadczeń funkcjonowania w
kompletnie nowych, nietestowanych wcześniej realiach społeczno-gospodarczych.
Doświadczenia Azji są nawet dłuższe. Jak to wygląda z perspektywy jednej z
największych firm informatycznych w naszym regionie. Czy i jak COVID-19 zmienił
model operacyjny, strategię biznesową spółki?
Janusz Filipiak, prezes zarządu
firmy Comarch: Przez pryzmat dużej firmy informatycznej świat widać szerzej. Zmiany
są nie tylko u nas, ale również u naszych lokalnych i globalnych klientów.
Przede wszystkim upowszechnił się model pracy zdalnej. Dziś walczymy o to, żeby mieć
połowę ludzi w biurach, a połowę na home office. Użyłem sformułowania
"walczymy” nieprzypadkowo. Im dłużej sytuacja kryzysowa trwa, tym
bardziej pracownicy
przyzwyczajają się do pozostawania w domach. Ktoś mi
niedawno powiedział: "pracownicy Comarchu pokochali pracę zdalną”. Na dłuższą metę nie widzę jednak tego modelu. Tak?
A dlaczego? To można
matematycznie uzasadnić, zbadać efektywność pracy. Ale to nie jedyny problem. Spójrzmy
na rekrutacje, a następnie wprowadzanie, wdrażanie nowych ludzi do firmy, czyli
na coś co popularnie nazywa się dziś "onboardingiem". Ktoś kto
zaczyna przygodę w nowej organizacji ma problem, bo szybko musi stać się
uczestnikiem wielu zróżnicowanych procesów obsługiwanych przez wielu ludzi w
różnych systemach. W trybie
zdalnym zdobycie takiej wiedzy i umiejętności jest bardzo trudne. Zajmuje
więcej czasu, a to sprawia, że przez dłuższy okres jego efektywność siłą rzeczy
jest poniżej potencjału. Na koniec dnia, by sprawnie poruszać się w korporacji
trzeba wiedzieć, że Katarzyna odpowiada za budżet, a Marcin za analitykę.
Więc na razie praca zdalna
jeszcze jakoś idzie rozpędem w gronie ludzi, który trafili
do firm przed lockdownem, ale to będzie erodować. W każdej firmie usługowej, IT
w szczególności jest spora rotacja. W Comarchu, który wcale nie jest liderem na tym polu,
rotacja wynosi 12 proc., co oznacza, że rocznie przyjmujemy na pokład około 800
nowych pracowników. To może być
spory problem. W dłużej perspektywie rozluźniają się więzi, jakie przez lata
wypracowują poszczególne zespoły i w konsekwencji cała organizacja. Praca zdalna może rozmyć coś, co
ciężko precyzyjnie zdefiniować, ale co jest szalenie istotne, czyli tak zwaną
kulturę organizacji. Mam swoje obserwacje z tym związane. Otóż w mniejszych
firmach widać wyraźnie, że pracownicy w większości chcą przychodzić do pracy,
jest taki nastrój, że warto pojawiać się w biurze czy zakładzie. Problem pojawia się w dużych korporacjach. Tu
odwrotnie. Ludzie wolą pracować w domach. W jednej z
naszych niemieckich spółek pracownica poprosiła o podwyżkę. Menedżer się na to
zgodził, ale pod warunkiem, że połowę czasu pracy spędzać będzie w
firmie. I
wie pan co się stało? Pani podziękowała za podwyżkę i się zwolniła. W dużych organizacjach jest silna presja na home
office. To mam dla pana Profesora nie najlepszą informację.
Może pan chcieć, żeby ludzie pracowali po staremu, wrócili do pracy
stacjonarnej w maksymalnie możliwym zakresie, ale COVID-19 to rewolucja, która
zburzyła ten stary porządek. Zgoda. Ma pan rację. To, co jest realne, to
doprowadzenie do nowej normalności, w której połowa załogi będzie pracować
stacjonarnie w systemie naprzemiennym. Jest to zresztą zgodne z wytycznymi
epidemiologicznymi. Musimy zwiększyć dystans, a skoro nie planujemy podwajać
powierzchni biurowej, to taki model wydaje się racjonalny. Zdaje sobie sprawę,
że nie wszystkim nawet połowiczny
powrót do biura musi się spodobać, ale nie ma innego wyjścia. Będziemy
rozliczali ludzi z tego, gdzie i jak pracują. Tworzymy własne oraz kupujemy z
rynku narzędzia do monitorowania czasu pracy. Nasi informatycy są już w stanie
z dokładnością do bita i bajta kontrolować, co kto robi. A więc praca w trybie wyłącznie zdalnym w dłuższym
horyzoncie stanie się iluzoryczna. Rozmawiamy o konsekwencjach
pandemii na poziomie organizacji pracy. A jakie widzi pan zmiany wynikające z
konieczności utrzymywania dystansu społecznego, kiedy spojrzymy na relacje z
klientami? Niedawno pochwaliliśmy się dużym kontraktem, opiewającym na 300
milionów złotych dla firmy z Nowej Zelandii. Zdobyliśmy go pracując niemal w
stu procentach zdalnie. Tylko na dwa pierwsze spotkania nasi ludzie polecieli
do Wellington, cała reszta negocjacji i pięć miesięcy projektowania odbyła się
w sieci. Tyle tylko, że dotyczy to kolosalnej umowy z telekomem, a ta branża w
pandemii z przyczyn oczywistych ma się doskonale. Ruch internetowy w skali
globalnej wzrósł od początku "pandemii" o około 50 procent.
Większy problem jest na przykład
wśród instytucji finansowych, przede wszystkim banków. Ale nie tylko. Nie
najlepiej wygląda sytuacja tradycyjnych sieci handlowych. Mamy
klientów z branży spożywczej u których sprzedaż spadła o 40 procent. Cierpi
segment związany z turystyką, a więc hotele, linie lotnicze. To też nasi
tradycyjni klienci. Po ich stronie obserwujemy istotne spowolnienie. Powiem
panu nawet, że wydajność, jakoś
pracy, szczególnie w tych największych korporacjach bardzo spadła. Mam
tu na myśli jakoś i tempo podejmowania decyzji. Wiele procesów decyzyjnych i inwestycyjnych została
kompletnie zamrożona. To także może być efekt przejścia w tryb
pracy spoza biur. Poważnym
klientem Comarchu tradycyjnie są banki. W Polsce już przed COVID-19 był to
biznes bardzo konkurencyjny. Teraz obniżka stóp procentowych i pogorszenie
jakości portfela kredytowego oraz spadek zdolności do zaciągania nowych
zobowiązań sprawa, że 2020 rok może być najgorszym od blisko 30 lat. Widzi pan zwiększone ryzyko przed
którym stają banki w naszym kraju? Ten sektor na pewno czeka duża zmiana. Nie
tylko zresztą w Polsce. Od pewnego czasu głośno jest o planowanym połączeniu
dwóch największych banków szwajcarskich UBS i Credit Suisse. Trochę to
wygląda tak, jakby ślepy wspierał kulawego. Przecież obie instytucje mają
problemy. Przy obecnych niskich stopach procentowych i bardzo wysokich kosztach
operacyjnych banków, tę branżę
czeka duża przemiana. Chwilę temu, nie wiem czy z rozpędu, czy
z premedytacją mówiąc o pandemii użył pan sformułowania: pandemia w
cudzysłowie. Musimy wysłać do naszych ludzi oraz partnerów Comarchu jasny
komunikat. Przygotowałem sobie nawet pewien referat, który jeszcze nie jest
publiczny, ale skoro pan o to pyta, to nieco ujawnię. Musimy sobie uświadomić,
że rocznie w Polsce umiera około 400 tysięcy ludzi. Tymczasem na COVID-19
zmarło 2,2 tysiąca. W większości przypadków mówimy o osobach zdecydowanie w
podeszłym wieku z chorobami współistniejącymi. Mając to na uwadze uważam,
że zamykanie gospodarki i -
mówiąc wprost - schlebianie osobom, które mają mniejszą chęć do pracy, to jest
właśnie pandemia w cudzysłowie. Twarde liczby nie potwierdzają pandemii. Spójrzmy
na przykład Szwecji. Nie ma lockdownu, nikt nie mówi o
pandemii. Szwedzi mają 8 tysięcy zachorowań na milion mieszkańców. To jest czterokrotnie
więcej niż w Polsce, ale to wciąż nie jest powód do zamrażania
gospodarki. Szwedzi będą
beneficjentem tego kryzysu. Decyzja o zamknięciu gospodarki, o
wprowadzaniu od połowy marca kolejnych restrykcji w naszym kraju była błędem? Tego nie powiedziałem. Mądry człowiek czy rząd
powinien mieć poczucie zagrożenia. Mówię tylko, że z dzisiejszej perspektywy,
doświadczenia i wiedzy na temat tego, co wydarzyło się w ostatnim czasie w
poszczególnych krajach, Szwedzi postąpili właściwie. Trzeba wprowadzać nadzwyczajne środki ostrożności
tam, gdzie ryzyko jest największe, na przykład w domach pomocy
społecznej, czy podobnych instytucji, w których są skupiska ludzi starszych.
Trzeba działać selektywnie. W Comarchu na 6,5 tysiąca pracowników mieliśmy 12
przypadków zakażeń. Tylko jeden został zdiagnozowany w pracy, pozostałych 11 to
wesela. Z tej ogólnej liczby tylko jeden miał cięższy przebieg. Oczywiście nie
lekceważę sytuacji niemniej proszę zauważyć, z powodu 12 osób cierpi cała
firma. A przecież ktoś w gospodarce musi tą wartość
wytwarzać. Nie ma pan czasem wrażenia, że jako społeczeństwo
poruszamy się w pewnej fikcji? Biurowce
w centrach miast stoją puste, ale na ulicach są już tłumy. Wakacyjne kurorty w
Polsce przeżywały oblężenia. Może nie ma kolejek w restauracjach, ale też
lokale nie świecą pustkami. Ludzie chodzą w maseczkach, ale spora część
traktuje ten obowiązek z przymrużeniem oka. Może de facto mamy w naszym kraju model szwedzki? Patrzę
na to jako przedsiębiorca. Mam wrażenie, że w życiu prywatnym Polaków koronawirusa nie ma, a w
pracy już jest. Niedawno dostałem wniosek o skierowanie
specjalisty do pracy z domu, bo w kolejnym tygodniu ma zaplanowany udział w
trzech weselach. Mamy dwa różne
standardy, jeden do życia prywatnego drugi ma obowiązywać w
pracy. Wróćmy jeszcze do oceny
ostatniego półrocza z pandemią. Decyzje i rozwiązania prowadzone przez polski
rząd w ramach tarczy antykryzysowej były zasadne? Dobrze zaprojektowane? Comarch ani
grosza z tego nie zobaczył. Otrzymaliśmy wsparcie z rządowych programów osłonowych
w Niemczech, Francji i Japonii. Na tym ostatnim rynku zatrudniamy raptem cztery
osoby i otrzymaliśmy 80 tysięcy euro. W Polsce ani złotówki. Zero. Mam rozumieć, ze
Comarch nie starał się o taką pomoc? Nie spełnialiśmy kryteriów jej
przyznawania. U nas wszyscy pracują, nikt nie został zwolniony. Mamy pełne
obłożenie zleceniami. Nie winię rządu polskiego. Pokazuję tylko, że takie firmy
jak moja nie zobaczyły z tarczy ani złotówki. Patrząc na pełen obraz, rządowa pomoc okazała się
skuteczna. Polska jest w grupie krajów, europejskich, których gospodarki w
pierwszym półroczy zaliczyły jedno z łagodniejszych hamowań. Bezrobocie wbrew
wcześniejszym prognozom będzie jednocyfrowe, a rynek pracy już od lipca idzie
mozolnie, ale jednak w górę. Inna kwestia to cena, jaką przyjdzie zapłacić za
tarcze w przyszłości. Dług
publiczny przyrósł nam o rekordową kwotę 260 miliardów złotych. Nie stać mnie
na komfort oceniania polityków. Poza tym zwyczajnie szkoda mi na to energii.
Widzę jednak, że obecny rząd ma taką świadomość, że gospodarka musi
funkcjonować, bo ten układ polityczny będzie przy władzy przez kolejne trzy
lata. Jeśli mamy reagować, to punktowo. Generalnie powinniśmy oficjalnie przejść na model szwedzki.
I to na pełną skalę. Rząd nie
powinien już pompować gotówki do firm, bo to może wyłącznie spowodować dalszy
spadek ich efektywności. Potrzebne są nie pieniądze tylko
dalsze luzowanie obostrzeń. Trzeba
wyzwolić gospodarkę z okowów. Obserwując wyniki Comarchu za
pierwsze półrocze – wzrost przychodów o 6 procent, zysku o 27 - można by
stawiać tezę, że branża IT jest odporna na COVID-19. To półrocze nie było złe,
ale proszę pamiętać, że mieliśmy bardzo mocne wyniki pierwszego kwartału. W
drugim nie spadliśmy rok do roku, ale cudów nie było. Obraz trzeciego kwartału
nie wygląda na ten moment źle, ale sądzę, że jeśli będziemy rosnąć w tempie
około pięciu procent, to będę się cieszył. Comarch ma dużą bazę klientów i
wieloletnie kontrakty, podpisane na okres od pięciu do nawet 10 lat. To jest
taka poduszka bezpieczeństwa. Możemy na tym jeszcze długo jechać. Nie na tym
jednak polega biznes. W IT trzeba
rosnąć, chociażby dla tego, że nieustannie rosną oczekiwania płacowe
programistów. Koronawirus tego nie zmienił. Zostawmy biznes. Porozmawiajmy chwilę o
zmianach społecznych, które już teraz obserwujemy. Jakie pana zdaniem będą
długofalowe konsekwencje pandemii? Jakie obszary naszego życia zostaną gruntownie
przedefiniowane? Najbardziej oczywistym trendem wyznaczającym systemową zmianę
jest wzrost znaczenia e-commerce. Tylko
dobra szczególne będą kupowane w tradycyjnych kanałach sprzedaży.
Drugi obszar, o którym już wspomniałem, to sektor bankowy. Tam musi dojść do
istotnej redukcji kosztów. Zarobki
bankierów, na przykład tu, gdzie przebywam obecnie, czyli w Szwajcarii, są
horrendalne. Te poziomy wynagrodzeń nie są niczym uzasadnione. Nie żałuję im,
ale to jest przesada. I to mówi osoba, która sama mało nie
zarabia? Wie pan, w bankach jest kolosalny przerost zatrudnienia. Wiele funkcji czy stanowisk jest sztucznie wykreowanych. Poza
tym wiele z tych doskonale
opłacanych ludzi nie ma praktycznie nic do roboty. Szczególnie
w bankach inwestycyjnych. Zaraz,
zaraz. Przecież od lat słyszymy, że wysokie wynagradzanie specjalistów
stojących na szczycie korporacyjnych struktur wynika z faktu ogromnej
odpowiedzialności, jaką biorą na siebie takie osoby. Coś się zmieniło? Odpowiedzialności?
Ale za co? Za księgowanie gotówki? Proszę zauważyć, że sektor bankowy jest już inny.
Ekspercka wiedza tych ludzi była w cenie w czasach, kiedy inwestorzy kierowali
swoje środki do banków prowadzących skomplikowane operacje wykorzystując szereg
złożonych instrumentów finansowych, opcji, derywatów itd. Dziś to już
przeszłość. Rządzi gotówka,
nieruchomości, ewentualnie złoto w sztabkach deponowane w bankowych sejfach. Do
tego nie potrzeba wielkiego bankiera i jego wiedzy. Ktoś
może powiedzieć, że to mocno uproszczone podejście do bankowości, ale proszę mi
wierzyć, wiem co mówię, dokładnie tak jest.
Janusz Filipiak – informatyk, przedsiębiorca,
nauczyciel akademicki. Profesor nauk technicznych, założyciel i prezes
zarządu firmy informatycznej Comarch. Prezes zarządu klubu piłkarskiego Cracovia. Na dzień 31
grudnia 2019 r. w Grupie Kapitałowej Comarch 3544 pracowników było
zatrudnionych w Krakowie, 2184 w innych miastach w Polsce oraz 620 poza
granicami Polski.
Miara Mirosław Przewodniczący KM NSZZ |
|