czwartek, 25 kwietnia 2019

PIGUŁKA 16/19


PIGUŁKA                Warszawa 26.04.2019r.
Co słychać w Solidarności                     Nr 16/19
Tygodnik NSZZ Solidarność Polfa Warszawa S.A.
___________________________________________________________________________________________________________________________________

W Polfie Warszawa  S.A.

W tygodniu
„Święta święta i po świętach” ale mnie został pewien niesmak. Tuż przed świętami zwracałem się do Prezesa Zarządu o zwolnienie pracowników o dwie godziny wcześniej z pracy w Wielki Piątek. Wcześniejsze wyjście z pracy tego dnia, to tradycja kultywowana w naszej firmie od niepamiętnych czasów. Zawsze tak było, że w Wielki Piątek pracownicy z poszczególnych działów wychodzili z pracy już tak w okolicach godziny 12.00, czasem nawet wcześniej. Niestety od czasów prywatyzacji a rocznica tego wydarzenia wypadła właśnie tym razem w Wielki Piątek, mamy kłopot z poszanowaniem tej tradycji, pomimo zapisów w Zakładowym Układzie Zbiorowym Pracy o przestrzeganiu tradycji. Prezes odpowiedział na moją prośbę negatywnie, zwróciłem się więc  w tej sprawie do Wiceprzewodniczącej Rady Nadzorczej i tu jeszcze gorzej, bo nawet nie otrzymałem odpowiedzi. Tak jak napisałem na wstępie, został duży niesmak, dwie godziny pracy to według mnie nie jest rzecz, która uratuje finanse Grupy a zadowolenie pracowników ma według mnie kolosalne znaczenie.
Większość pracowników naszej firmy to kobiety a dla nich to wcześniejsze wyjście z pracy tuż przed świętami ma duże znaczenie i poprzednie zarządy to doskonale rozumiały.
Ostatnio jak widać mamy kłopoty z porozumieniem się z Zarządem Polfy, bo przypomnę, że podobnie było z negocjacjami podwyżek. Nie udało nam się porozumieć, pomimo naszych kolejnych propozycji kompromisowych. Nie wiem jak Zarząd zamierza poprawić nastroje załogi, jeśli w takich sprawach jak wymienione wyżej, nie wyraża zgody na porozumienie.
Wymaga się od pracowników tylko wzmożonej pracy a już widać, chociażby  po ostatnich wydarzeniach, że raczej trzeba się przyjrzeć, czy obecne procedury i organizacja pracy nie powodują nadmiernego zaangażowania pracowników, co powoduje problemy. Nie będę szczegółowo pisał o co chodzi, ale osoby zainteresowane zapewne wiedzą. Wielokrotnie pisałem o złej atmosferze pracy na produkcji i nadal tak jest i nadal nie widzę odpowiednich działań aby to zmienić, poprawić. Natomiast Zarząd Polfy chciałby wymóc trzymiesięczny okres rozliczeniowy, złożył nawet propozycję zwiększenia dodatków za pracę w nocy w .zamian za trzymiesięczny okres rozliczeniowy, ale ta propozycja została podczas konsultacji, zdecydowanie odrzucona przez pracowników produkcji. Moim zdaniem odrzucenie tej propozycji wynika po pierwsze z za niskiej propozycji wzrostu dodatków, ale wynika również a może przede wszystkim z tego co napisałem wyżej, ze złej atmosfery, zlej organizacji pracy i przepracowania. Po raz kolejny apeluję do decydentów aby pochylili się nad tym zjawiskiem, które ciągle poruszam. Nasz słynny Prezes – Władysław Karaś mawiał dawniej „z niewolnika nie ma pracownika” i to są święte słowa. Jeśli Zarząd Polfy chce mieć wyniki, chce dużego zaangażowania, to musi odpowiednio zadbać o zadowolenie pracowników a teraz moim zdaniem zamiast zadowolenia pracowników produkcji jest, przepraszam za określenie – „wściekłość”. Tak dosadnie to ujmuję, bo to określa odpowiednio nastrój panujący na produkcji. Jak coś się stanie, to ktoś mądry na górze wymyśla, aby ukarać pracowników a ja powiem tak: ukarałbym tych na górze za to, że „olewają” ciągle te sygnały które bardzo wyraźnie od dawna opisuję. Najważniejszy powinien być pracownik, to proste hasło, trzeba je tylko przekuć w czyn.
Zaczyna się proces zatrudniania pracowników do nowej fabryki. Napisałem pismo do Zarządu o rozpoczęciu negocjacji w celu uzgodnienia i zapisania zasad przechodzenia pracowników do nowej spółki i co i nic. Oczywiście gdzieś tam słownie usłyszałem, tak, tak musimy rozmawiać, ale na pismo odpowiedzi brak a to co się już dzieje w sprawie przechodzenia pracowników, jest skandaliczne moim zdaniem i już musiałem kilkakrotnie interweniować. Tyle „mądrych” rzeczy wydajemy, kodeksy etyki, antykorupcyjne itp., ale żeby zapisać solidne porozumienie w sprawie kluczowej dla Spółki, to proszę , proszę i cisza. Nie wróżę sukcesu w transformacji, jak tak będzie się postępować, oby ktoś nie obudził się „z ręką w nocniku”.
U właściciela ; W farmacji


Szokujący pomysł Ministerstwa Zdrowia. Mści się na Fakcie?   Fakt
Po tym jak ujawniliśmy w Fakcie nieprawidłowości przy podejmowaniu decyzji refundacyjnych w resorcie zdrowia, jego szef Łukasz Szumowski chce, aby informacje o lekach i ich cenie stanowiły tajemnicę. Za ujawnianie takich danych ma grozić 5 lat więzienia. Czy to zemsta na mediach, które opisywały kontrowersyjne decyzje ministerstwa i na urzędnikach, którzy alarmowali o nieprawidłowościach?
Mobbing, leki bez refundacji droższe niż z refundacją (jak w przypadku opisywanego przez nas Xarelto), pisma prezesa NFZ Andrzeja Jacyny, w których apeluje do resortu, że grożą nam straty na poziomie nawet 100 mln zł, jeśli chodzi o program na raka piersi, opisany przez „Gazetę Wyborczą” wypad włodarzy resortu do hotelu, należącego do jednego z koncernów farmaceutycznych. To tylko niektóre patologiczne sytuacje w resorcie zdrowia, nagłaśniane przez nas i inne media w ostatnich miesiącach.
W wielu publikacjach opisywaliśmy historię Edyty Matusik, naczelnik wydziału refundacyjno-analitycznego Departamentu Polityki Lekowej w Ministerstwie Zdrowia. Urzędniczka informowała przełożonych o swoich wątpliwościach w zakresie decyzji refundacyjnych, podejmowanych przez resort. Pisała do ministra Łukasza Szumowskiego wprost, uważając że łamane jest prawo, a ministerstwo działa pod dyktando koncernów. Ani minister, ani jego zastępca Marcin Czech nie reagowali. Potem zwolnili ją z pracy
Po naszych licznych publikacjach, sprawą refundacji w resorcie zajęło się CBA, ABW, a także sejmowa Komisja Zdrowia, która domagała się wyjaśnień od ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, ale temu nie udało dotrzeć się na jej posiedzenie, więc wysłał swojego zastępcę Marcina Czecha, który następnie – jak twierdził – z „przyczyn zdrowotnych” zrezygnował z dalszej pracy w resorcie. W ministerstwie odpowiadał właśnie za refundację.
Czech bez ogródek przyznawał w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”, że idzie na rękę koncernom, zamiast ostro negocjować ceny leków dla polskich pacjentów. – Pracowałem w firmach farmaceutycznych, więc wiem, jak to wygląda. Każdy biznes działa dla zysku, farmaceutyczny również – tłumaczył się wiceminister. – Nas trzymają w szachu, ale pod biciem – używając terminologii szachowej – są pacjenci – mówił. W międzyczasie partia Razem złożyła zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez pracowników resortu. W grę wchodził wątek korupcyjny na poziomie negocjacji resortu z koncernami. Prokurator generalny Zbigniew Ziobro nie był jednak zainteresowany sprawą i przekazał ją Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Ta pierwotnie odmówiła wszczęcia śledztwa, jednak pod koniec stycznia 2019 r. dotarliśmy do pisma podpisanego przez zastępcę prokuratora okręgowego w Warszawie Pawła Szpringera, który zadecydował, aby „postępowanie podjąć na nowo”. Teraz „Gazeta Wyborcza” opisuje pomysł włodarzy resortu, którzy chcą ograniczyć dostęp do wszelkich informacji dotyczących leków i ich cen. Nowy projekt nowelizacji ustawy refundacyjnej, przygotowany przez Departament Polityki Lekowej i Farmacji zakłada, że we wnioskach o refundację danych leków, które składają koncerny farmaceutyczne, utajnione będą wszystkie dane: od porównania do innych leków stosowanych przy tej samej chorobie, przez proces negocjacji, po rzecz najważniejszą, czyli cenę, za którą firma chce sprzedać NFZ medykament. 
Za ujawnienie informacji dotyczących decyzji refundacyjnych ma grozić do 5 lat pozbawienia wolności. Tajemnica ma obowiązywać ministra, wszystkich pracowników resortu, wszystkich pracowników Agencji Oceny Technologii i Taryfikacji, NFZ, członków komisji ekonomicznej, która negocjuje ceny leków z koncernami, a także stażystów i praktykantów. Mało tego! Tajemnica ma obowiązywać także byłych pracowników.

W kraju i na świecie


Dialog społeczny w Polsce i Europie jest niezbędny

Polski system stosunków przemysłowych jest jednym z najsłabszych w Europie i brakuje gotowości po stronie państwa, by tę sytuację zmienić. Dzieje się tak mimo wyzwań, które stoją przed światem pracy – to podstawowy wniosek, który można wyciągnąć z wypowiedzi uczestników seminarium „Dialog społeczny w Polsce i Europie jest niezbędny" – dyskusja wokół Raportu Eurofound Measuring varieties of industrial relations in Europe: A quantitative analysis, które odbyło się 11 kwietnia w Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog” w Warszawie.
Jako pierwsza głos zabrała Barbara Surdykowska, ekspert Komisji Krajowej, która przedstawiła strukturę raportu i główne wnioski płynące z jego treści. Stosunki przemysłowe zostały w nim opisane z wykorzystaniem analizy czterech obszarów: demokracji przemysłowej,  konkurencyjności, sprawiedliwości społecznej oraz jakości miejsc pracy i zatrudnienia. Ekspertka zaprezentowała wyniki badań. Wyłonił się z nich obraz niezwykle zróżnicowanych systemów stosunków przemysłowych w Europie. Wskaźniki dotyczące Polski jawią się zaś jako alarmujące. W przypadku większości wskaźników wziętych pod uwagę, Polska zajmuje ostatnie lokaty. Ogółem, po uwzględnieniu wszystkich podkategorii, wskaźnik stosunków przemysłowych dla Polski wyniósł 39,19 punktów co pozwoliło wyprzedzić jedynie Rumunię. Najwyżej sklasyfikowane zostały takie kraje jak Dania, Szwecja i Austria, gdzie wskaźnik ten oscyluje wokół 70 punktów. Głos w tej części zabrał także Andrzej Rudka z Konfederacji Lewiatan, który przedstawił najnowsze działania w sferze socjalnej w Unii Europejskiej. Szczegółowo do poszczególnych zagadnień poruszonych w raporcie odnieśli się w drugiej części naukowcy: Prof. UW dr hab. Łukasz Pisarczyk, dr hab. Joanna Unterschutz, dr Jan Czarzasty oraz dr Marcin Wujczyk. Pierwsze dwa wystąpienia, koncentrowały się wokół problematyki transformacji i zróżnicowania stosunków przemysłowych w Unii Europejskiej. Prof. Łukasz Pisarczyk koncentrował się na kwestii postępującej od lat ’80 decentralizacji rokowań zbiorowych, natomiast dr Jan Czarzasty przedstawił bardziej szczegółowo szerokim spektrum różnych systemów stosunków przemysłowych w Europie, wspominając o powodach takiego ukształtowania tradycji rokowań zbiorowych w UE. Dr hab. Joanna Unterschutz skupiła się w swoim wystąpieniu na omówieniu inicjatyw, które mają na celu realizację postanowień Europejskiego Filara Praw Socjalnych. Konkluzja tej części sprowadzała się do stwierdzenia, że wiele, w tym stopniowe zbliżanie się poszczególnych systemów rokowań, zależy od działań poszczególnych państw. Bez ich woli trudno spodziewać się, by sytuacja uległa w krótkim czasie zmianom. Dr Marcin Wujczyk przedstawił koncepcję „dobrych” stosunków przemysłowych, której celem jest łączenie celów ekonomicznych i społecznych. Prelegenci, na zakończenie tej części dyskusji skomentowali wybrane wskaźniki składające się na wskaźnik stosunków przemysłowych. Panel prowadził Mateusz Szymański, ekspert Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Trzecia część seminarium koncertowała się na opiniach przedstawicieli partnerów społecznych. Udział wzięli w niej Jacek Męcina z Konfederacji Lewiatan, Jarosław Lange reprezentujący NSZZ „Solidarność” oraz Piotr Wołejko, przedstawiciel Pracodawców RP. Dyskusję prowadził Andrzej Rutka, reprezentujący Konfederację Lewiatan. Wskazywano szereg problemów, które ograniczają rozwój rokowań zbiorowych oraz dialogu społecznego w Polsce. Dotyczyć mają rozwiązań legislacyjnych oraz sposobu sprawowania władzy, który wyklucza pełną partycypację partnerów społecznych. Szczególnym przykładem jest niewłaściwie prowadzony proces konsultacji społecznych, który prowadzi do lekceważenia partnerów społecznych i ograniczenia zaufania wszystkich stron dialogu społecznego.

Miara Mirosław                  
 Przewodniczący KM NSZZ  Solidarność


czwartek, 18 kwietnia 2019

PIGUŁKA nr.15/19


PIGUŁKA                Warszawa 19.04.2019r.
Co słychać w Solidarności                    Nr 15/19
Tygodnik NSZZ Solidarność Polfa Warszawa S.A.
___________________________________________________________________________________________________________________________________

W Polfie Warszawa  S.A.




-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
19 kwiecień 2019 rok – Wielki Piątek, bardzo ważny dzień dla każdego z nas, trwa Wielki Tydzień, przygotowujemy się do Świąt Wielkiejnocy.

19 kwiecień, to również znamienna data dla nas, dla pracowników Polfy Warszawa.
Obchodzimy tego dnia dwie rocznice:

19 kwietnia 1989 roku a więc równo 30 lat temu w Polfie Warszawa reaktywowaliśmy Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Solidarność. Tego dnia zawiązał się Komitet Organizacyjny i rozpoczął się proces tworzenia organizacji. 25 kwietnia 1989 roku Komitet Organizacyjny wybrał ze swojego grona Przewodniczącego a 21 czerwca 1989 roku odbyło się pierwsze Walne Zebranie Delegatów.


19 kwietnia 2012 roku podpisana została umowa rozporządzająca, której następstwem jest nabycie przez Polpharmę SA pakietu 85% akcji Polfy Warszawa. Tym samym zakończył się proces prywatyzacji największej firmy wchodzącej w skład Polskiego Holdingu Farmaceutycznego.

U właściciela ; W farmacji

Doszliśmy już do tego, że nie wystarczy zwiększenie wydatków na ochronę zdrowia. Konieczna jest reanimacja całego systemu. Na Oddziale Leczenia Śpiączki u Dorosłych w Uniwersyteckim Szpitalu w Olsztynie jest tylko osiem miejsc, a w kolejce czeka co najmniej 200 dorosłych osób. Dlatego profesor Wojciech Maksymowicz (pierwszy minister zdrowia w rządzie Jerzego Buzka), który kieruje oddziałem, chce zwiększyć liczbę łóżek do 14. Jak naprawić służbę zdrowia. Wybudzanie chorych ze śpiączki to wielki ogólnopolski problem, który dopiero teraz zyskuje zrozumienie u tych, którzy decydują o podziale środków na leczenie i rehabilitację Polaków. Oddział prof. Wojciecha Maksymowicza otrzymuje niespełna 2 mln zł rocznie. Trudno związać koniec z końcem. Leczeniem i rehabilitacją dzieci w śpiączce zajmuje się klinika Budzik znanej aktorki Ewy Błaszczak w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Dzięki temu - według prof. Wojciecha Maksymowicza - zapotrzebowanie na pomoc tym dzieciakom z całej Polski jest zaspokojone.
Z rehabilitacją dorosłych jest znacznie gorzej. W Polsce potrzeba od pięciu do siedmiu specjalistycznych ośrodków. Dlatego minister Zbigniew Ziobro zdecydował o przeznaczeniu 40 mln zł z Funduszu Sprawiedliwości na powstanie w Warszawie kliniki Budzik dla dorosłych. Ofiary m.in. wypadków drogowych będą miały możliwość rehabilitacji. Wszystko za składkę. Zgodnie z konstytucją określony ustawowo koszyk świadczeń gwarantowanych, czyli usług medycznych przysługujących bezpłatnie każdemu ubezpieczonemu, powinien przysługiwać także tym, którzy znajdują się w śpiączce, np. po wypadku komunikacyjnym czy skoku do wody. Problem w tym, że wspomniany koszyk wypełniony jest prawie wszystkimi świadczeniami zdrowotnymi (tak zwany koszyk negatywny zawierał i zawiera niewiele pozycji). Wniosek z tego jest taki, że bezpłatnie przysługują nam prawie wszystkie procedury medyczne, a w rzeczywistości okazuje się, że to fikcja. Szczególnie przed wyborami pacjenci dostawali jakieś bonusy. A to leki za złotówkę za rządów SLD, a to darmowe leki dla seniorów po 75. roku życia za rządów PiS. O wartość tych medykamentów radzę zapytać farmaceutów w aptekach. Fikcyjny solidaryzm. Solidaryzm społeczny, naczelna zasada naszego systemu ubezpieczeniowego, polega z grubsza na tym, że składka zdrowotna lepiej zarabiających finansuje leczenie gorzej uposażonych. W praktyce jednak ci dobrze zarabiający leczą się prywatnie, bo w obawie przed utratą pracy nie mogą sobie pozwolić na stanie w długich kolejkach. Płacą więc podwójnie. Ci, których na to nie stać, czekają pokornie na to, aż np. prof. Wojciech Maksymowicz stworzy jeszcze sześć dodatkowych miejsc na swoim oddziale. Niektórzy mogą tego nie doczekać, bo po prostu umrą. A co z tym wspólnego ma solidaryzm społeczny? - można zapytać. Otóż ma. Ochrona zdrowia ciągle potrzebuje coraz większych środków. Drożeją nowe technologie medyczne i leki innowacyjne, a płace personelu medycznego rosną. Nie wszyscy ubezpieczeni są traktowani sprawiedliwie. Są równi i równiejsi. Jeszcze kilka lat temu najlepiej mieli bogaci rolnicy. Nawet ci, którzy uprawiali 100 hektarów gruntów, nie płacili w ogóle składki zdrowotnej! Obecnie za prowadzących małe gospodarstwa (do 6 ha) płaci ją KRUS. Rolnicy z gospodarstwami od 6 ha wzwyż płacą składkę w wysokości 1 zł od każdego hektara za siebie i każdego domownika. Podobnie jest z mundurowymi, sędziami czy prokuratorami, którzy nie płacą składek. System nie jest więc spójny, a taki być powinien. O jakim więc solidaryzmie społecznym mówimy? Fikcyjnym? Dyktat lekarzy rodzinnych.
Reforma ochrony zdrowia sprzed 20 lat zakładała, że każdy pacjent będzie miał swojego lekarza rodzinnego na wzór brytyjskiego General Practitioner. Różnica polega jednak na tym, że ten angielski lekarz wspólnie z kolegami i pozostałym personelem medycznym opiekuje się pacjentem przez całą dobę. Polscy lekarze rodzinni nie porozumieli się w tej kwestii i z reguły przyjmują pacjentów do godz. 18. Politycy, ulegając lekarskim protestom i strajkom, postanowili, że szpitale zorganizują nocną i świąteczną pomoc medyczną. Spowodowało to wiele problemów w tych placówkach ze względu na braki kadrowe (luka pokoleniowa wśród lekarzy) i trudne sprawy organizacyjne. Ale to niejedyne kukułcze jajo podrzucane szpitalom przez lekarzy rodzinnych (nie wszystkich!). W przypadku skierowania chorego do określonej placówki przez lekarza rodzinnego lub przez specjalistę musi ona wykonać niezbędne i kosztowne badania. Warto dodać, że każdy lekarz rodzinny otrzymuje tzw. stawkę kapitacyjną, czyli określoną kwotę na leczenie pacjenta przez cały rok. To powszechne zjawisko przerzucania kosztów badań zwiększa problemy finansowe w szpitalach. Na szczęście nie jest to ich największy problem. Za mało na leczenie. Są znacznie poważniejsze sprawy. Ciągle krytykowana jest m.in. wycena świadczeń zdrowotnych i nadmierne przekraczanie wskaźników płac w stosunku do szpitalnych budżetów. Ta druga kwestia jest bardzo poważna, bo oznacza, że na wynagrodzenia w ochronie zdrowia wydajemy zbyt wiele w porównaniu z wydatkami na faktyczne leczenie. Ale dyrektorzy szpitali nie mają wyjścia. Żeby uchronić swoją placówkę przed zamknięciem, oferują lekarzom kontraktowym wysokie stawki, ponieważ mogą oni odejść do konkurencyjnej placówki albo wyjechać za granicę (według niektórych szacunków po II wojnie światowej wyjechało z Polski co najmniej 20 tysięcy lekarzy). Mamy więc niemal socjalistyczny system lecznictwa (wszystkie świadczenia przysługują nam na darmo) funkcjonujący w otoczeniu rynkowym, co powoduje, że jest on dysfunkcjonalny. Radość polityków, także premierów, że oto znowu zwiększyliśmy wydatki na ochronę zdrowia np. o 10 mld zł, przypomina słowa Władysława Gomułki o zwiększeniu wydajności z jednego hektara. To żałosne. Ponadto, ze względu na coraz nowocześniejsze i droższe procedury medyczne oraz starzenie się społeczeństwa, system ochrony zdrowia wchłonie każde pieniądze, także w USA, Francji czy Niemczech. Czy politycy pomogą.
Czy w ogóle w opiece zdrowotnej wszystko źle funkcjonuje? Otóż nie. Świetnie działa np. pomoc kardiologiczna, dzięki takim pasjonatom jak śp. prof. Zbigniew Religa, prof. Marian Zembala czy wspomniany prof. Wojciech Maksymowicz w swojej dziedzinie. Takich przykładów (rozwiązań systemowych) nie ma jednak zbyt wiele, choć w Polsce nie brakuje wielu wspaniałych, pełnych poświęcenia lekarzy. W pojedynkę niewiele jednak mogą zmienić. Zamiast przekształcać cały system, tworzy się, rzekomo niezbędne, takie instytucje jak rzecznik praw pacjenta. Moim zdaniem taki rzecznik może mniej niż rejestratorka w przychodni czy ordynator szpitalnego oddziału. Albo zapłodnienie in vitro. To taki wiodący temat dyżurny wielu polityków. Problem jest, nie przeczę, ale w porównaniu z całym systemem ochrony zdrowia jest to temat, który w ten czy inny sposób można rozwiązać bez upolityczniania go. Co więc powinniśmy zrobić w miarę szybko, żeby usprawnić ten chory, mocno kulejący i niehumanitarny dla pacjenta system?
Uważam, że tak jak w Niemczech chadecja i socjaldemokraci rozwiązali razem ten problem, tak samo my musimy to zrobić. Tego sobie i Czytelnikom życzę, choć wątpię, czy podczas wojny polsko-polskiej może dojść do takiego porozumienia. Pozostanie nam więc koszyk świadczeń gwarantowanych, czyli koszyk iluzji lub przysłowiowych gruszek na wierzbie.
W kraju i na świecie


Świat pracy przyszłości zaczyna się TERAZ!
9 kwietnia 2019 r. w Brukseli odbyła się konferencja wysokiego szczebla „Przyszłość pracy. Teraz. Jutro. Dla wszystkich”, inaugurująca działania UE na rzecz kontrolowanej transformacji świata pracy. Uczestniczyło w niej prawie 500 polityków, ekspertów, przedstawicieli partnerów społecznych i społeczeństwa obywatelskiego. W przemówieniu otwierającym konferencję Marianne Thyssen, komisarz UE ds. zatrudnienia podkreśliła, że w obliczu trwającej zmiany technologicznej, przyszłość pracy ma miejsce TERAZ: zmiany na rynku pracy mają miejsce teraz i są nieodwracalne – powodują je na przykład automatyzacja i nowe modele biznesowe, takie jak ekonomia platform, które są możliwe dzięki technologii cyfrowej. „W zmieniającym się świecie pracy nie możemy pozostać przy oczekiwaniu, że ludzie sami będą się przygotowywać i dostosowywać do zmian. My, jako twórcy polityki, musimy również dostosować nasze instytucje społeczne, nasze zbiory przepisów i systemy edukacyjne, aby wspierać ludzi, tak aby mogli być pewni swojej przyszłości i przyszłości swoich dzieci, także w nowym świecie pracy” – mówiła komisarz. Wśród głównych konkluzji konferencji jest to, że trzeba określić, jak ma wyglądać przyszły świat pracy, przy założeniu, że  europejski model społeczny zostanie zachowany i wzmocniony. Wymaga to jednak zdolności do reagowania na nowe wyzwania zglobalizowanego świata i czerpania korzyści z innowacji technologicznych. Aby to urzeczywistnić, konieczne jest opracowanie mapy drogowej z konkretnymi działaniami. Gospodarka cyfrowa musi być integrująca, co oznacza, że osoby stojące w obliczu utraty pracy potrzebują wszechstronnego wsparcia, opartego na podnoszeniu kwalifikacji i przekwalifikowywaniu się, dostępie do służb zatrudnienia, wsparcia dochodów i usług socjalnych w trakcie całej kariery zawodowej. Do tego potrzebne będą odpowiednie inwestycje: niezbędne będzie jak najlepsze wykorzystanie długoterminowego budżetu UE 2021–2027, w tym Europejskiego Funduszu Społecznego Plus, aby sfinansować przyszłe polityki dotyczące umiejętności i środki wspierające przemiany na rynku pracy. Potrzebna będzie także lepsza aktywna polityka rynku pracy: zapewniana przez wysokiej jakości administrację publiczną, co będzie wymagać większego zaangażowania i współpracy między służbami zatrudnienia, dostawcami umiejętności, usługami społecznymi i biznesem. Wpływ transformacji cyfrowej na rynki pracy UE został zbadany przez specjalną grupę wysokiego szczebla. W jej ocenie potrzebne będą działania w odniesieniu do  trzech głównych tematów: wykwalifikowanej siły roboczej, nowych stosunków pracy i nowej umowy społecznej. W trakcie konferencji wielokrotnie odwoływano się do Europejskiego filaru praw socjalnych jako swego rodzaju  „kompasu” mającego inspirować nowe prawodawstwo lub inicjatywy polityczne na poziomie UE, sterować reformami na szczeblu krajowym w ramach europejskiego semestru oraz skutecznie dostosowywać finansowanie zaspokajania najpilniejszych priorytetów społecznych. Mając na względzie rolę jaką w procesie kontrolowanej transformacji przewidziano dla Filaru praw socjalnych cieszy, że w trakcie dyskusji panelowej Kazimierz Kuberski polski wiceminister pracy  jednoznacznie stwierdził, że implementacja filaru będzie priorytetem dla naszego rządu – komentuje Sławomir Adamczyk, członek delegacji EKZZ na konferencję.  – Ale warto te słowa zacząć przekuwać w czyny, na przykład w ramach Rady Dialogu Społecznego.

Miara Mirosław                  
 Przewodniczący KM NSZZ  Solidarność


piątek, 12 kwietnia 2019

PIGUŁKA nr. 14/19


PIGUŁKA                Warszawa 12.04.2019r.
Co słychać w Solidarności                    Nr 14/19
Tygodnik NSZZ Solidarność Polfa Warszawa S.A.
___________________________________________________________________________________________________________________________________

W Polfie Warszawa  S.A.

Pracowniczy Program Emerytalny

W dniu 8 kwietnia odbyły się cztery spotkania pracowników z przedstawicielami Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych PZU. Były to spotkania informacyjne dotyczące zasad Pracowniczego Programu Emerytalnego (PPE). Zainteresowanie pracowników było bardzo duże, praktycznie na każdym spotkaniu sala konferencyjna była pełna. Po za uzyskaniem informacji można było na miejscu wypełnić i podpisać umowę przystąpienia do PPE. Przed nami druga tura spotkań:
Termin spotkania informacyjnego dla pracowników Produkcji

Termin
Godz.
Sala
15.04.2019
6:00-7:00
MWS, bud.7, piętro II

Terminy spotkań informacyjnych dla pozostałych pracowników – zapisy na spotkania przez Event Manager https://eventmanager.polpharma.net/Event/DisplayByUid/f6093f0c-1726-4569-b647-5b8a0fae1eba

Termin
Godz.
Sala

15.04.2019
9:00-10:00
11:00-12:00
13:00-14:00

MWS, bud.7, piętro II
Wszystkie niezbędne informacje odnośnie PPE, m.in. prezentację ze spotkań, ulotkę, wzory dokumentów, linki do e-deklaracji, umowę zakładową czy niezbędne kontakty, są dostępne w Intranecie na HR Portalu w zakładce Świadczenia. Poniżej przesyłam link:

Mamy zgodę na uruchomienie Pracowniczego Programu Emerytalnego (PPE), ale żeby stało się to faktem, do programu musi przystąpić przynajmniej 25% załogi Polfy Warszawa.
Dlatego zachęcam abyśmy nie zaspali, abyśmy przystąpili do programu, ponieważ jeśli do maja, nie zapisze się do programu wymagana ilość pracowników, pracodawca zgodnie z ustawą będzie musiał u nas wdrożyć PPK. Pisałem o tym wcześniej ale przypomnę, PPE jest dla pracowników korzystniejsze, ponieważ składkę płaci pracodawca, my płacimy tylko podatek, natomiast w PPK składkę płaci pracodawca, ale również pracownik.
Jeszcze raz zwracam się z prośbą, nie przegapmy tego, pójdźmy na spotkania i przystąpmy do PPE. Składki, które będzie płacił pracodawca, to są dla nas dodatkowe pieniądze z których  skorzystamy lub nie  – po prostu.  Jestem przekonany, że warto wejść w PPE, nie we wszystkich firmach pracownicy mają taką szansę.
Mam pytania, komu udało się załatwić, że wchodzi w Polfie PPE lub dlaczego pracodawca zdecydował się teraz uruchomić PPE, przecież ten program działa od lat. Otóż na pierwsze pytanie odpowiedź jest banalna, kilka miesięcy temu zwróciłem się pisemnie do Zarządu, czy ze względu na fakt, iż w lipcu 2019 będzie obowiązek wdrażania PPK, nie warto u nas rozważyć uruchomienia PPE i okazało się, że po krótkim czasie odpowiedź była pozytywna. Czy to znaczy, że związek zawodowy to załatwił, oczywiście nie, sprawę załatwił moim zdaniem rachunek finansowy. Otóż do niedawna PPE istniało w bardzo niewielu firmach a teraz w wielu firmach zdecydowano o jego wdrożeniu, Polfa nie jest wyjątkiem. Można powiedzieć, że to pierwszy sukces rządowego programu PPK 😊. Pracodawcy przymuszeni do wdrożenia PPK, decydują obecnie często o wdrożeniu w swoich firmach PPE. Jeśli w firmie zostaje wdrożony PPE to nie trzeba uruchamiać PPK. Moim zdaniem wielu pracodawców zrobiło symulację kosztów wdrażania PPK oraz wdrażania PPE. Jeśli w firmie wchodzi PPK to pracodawca musi uwzględnić 100% pracowników, natomiast jeśli uruchamia się PPE, to wystarczy 25% załogi. Może się okazać i chyba takie są symulacje wielu pracodawców, że pomimo tego iż w PPK płaciliby mniejszą składkę (1.5%) niż w PPE (3,5%), to jeśli wejdzie w program PPE 25% - 35% załogi, to będzie i tak taniej dla pracodawcy  niż PPK a pracownicy będą również zadowoleni, bo w PPE nie płacą składki, tylko podatek a w PPK musieliby płacić 2% składki. Mówiąc pół żartem pół serio, to chyba nieliczny albo  jedyny taki przypadek, że wdraża się jakiś program i obie strony są zadowolone 😊 i pracodawca i pracownik.
U właściciela ; W farmacji

Przechodzimy różne fazy relacji ze stroną publiczną. Jesteśmy zachęcani do inwestowania i to realizujemy, potem jest moment stagnacji, wstrzymujemy rozwój. Następnie znowu jesteśmy „uwodzeni”. Teraz jest moment oczekiwania, co dalej - mówi Barbara Misiewicz-Jagielak, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego (PZPPF), dyrektor ds. relacji zewnętrznych w Polpharmie. Dodaje: - Ze strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju premiera Mateusza Morawieckiego dowiedzieliśmy się, że nasz kraj stawia na nas, potrzebuje prężnej branży farmaceutycznej, zapewniającej bezpieczeństwo lekowe kraju. Jeszcze lepiej się poczuliśmy, kiedy przeczytaliśmy dokument „Polityka lekowa państwa”, gdzie cały rozdział był poświęcony przemysłowi farmaceutycznemu. Rozpoczęliśmy inwestycje, a teraz znowu musimy poznać odpowiedź na pytanie, czy ten kraj tego chce. Musimy to wiedzieć, żeby odpowiednio kształtować model biznesowy. - W Polsce produkcja leków jest bardzo droga. Jeżeli zamierzamy kupować tylko najtańsze leki, to nie możemy w Polsce produkować. Możemy to robić tylko wtedy, kiedy produkcja w Polsce będzie wspierana. Wówczas producenci, którzy decydują się otwierać tutaj fabryki, będą inwestować jeszcze więcej - zaznacza prezes Misiewicz-Jagielak. - Czekamy na innowacyjny tryb rozwojowy (ITR). Widać jednak, że proces ten jest dla Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii trudny z uwagi na bardzo długi czas jego opracowywania. W ramach aktualnych aktów prawnych jest możliwość, aby uwzględnić wydatki na badania i rozwój oraz na inwestycje - mówi wiceprezes PZPPF. Podkreśla, że dotychczasowe instrumenty zachęcające do produkcji w Polsce są niewystarczające, ale już sama wcześniejsza zapowiedź wprowadzenia RTR-u (refundacyjnego trybu rozwojowego), czyli połączenia podejścia refundacyjnego i inwestycji, zachęciła wielu międzynarodowych producentów do przeprowadzenia rozeznania, aby w naszym kraju produkować leki. - Zgłaszały się do Polpharmy bardzo duże firmy, z poważnymi ofertami, by przenieść tutaj produkcję łącznie z transferem technologii. Jednak, gdy przestaliśmy rozmawiać o RTR, temat zszedł na dalszy plan, oferty wycofano - przyznaje Barbara Misiewicz-Jagielak. Zwraca uwagę, że Ministerstwo Zdrowia nadal nie otrzymało listy określającej partnerów polskiej gospodarki opracowywanej przez MPiT. Nie może więc stosować zapisów ustawy i oceniać producentów leków pod względem gospodarczym. - Nadal czekamy na ruch ze strony z resortu przedsiębiorczości. Bardzo nas dziwi, że to jeszcze nie zostało zrobione, chociaż było obiecane już w ubiegłym roku - mówi dyrektor ds. relacji zewnętrznych w Polpharmie. - Potrzebujemy wsparcia rządu, który, mam wrażenie, nas rozumie. Oczekujemy jednak potwierdzenia tych obietnic i podjęcia konkretnych działań - podkreśla. Jej zdaniem, polski przemysł farmaceutyczny stoi w obliczu wielkiej szansy, aby stać się dużym partnerem i konkurentem w naszej części Europy.
Komentarz: Jako szef Krajowej Sekcji Pracowników Przemysłu Farmaceutycznego NSZZ Solidarność osobiście doprowadziłem do obrad trójstronnego podzespołu ds. przemysłu farmaceutycznego, które odbędą się 7 maja a tematem zasadniczym będzie właśnie  RTR (refundacyjny tryb rozwojowy).
W kraju i na świecie


Podwyżki w spółce Vitkovice Milmet
Solidarności działającej w spółce Vitkovice Milmet udało się doprowadzić do podwyższenia dodatku stażowego i włączenia go do stawek zasadniczych. Dzięki temu znacznie wzrosną miesięczne wynagrodzenia pracowników.
Płace zasadnicze będą wyższe od 120 do 480 zł w zależności od stażu pracy – mówi Paweł Kwieciński, przewodniczący zakładowej Solidarności. Podwyżka płac zasadniczych oznacza też zwiększenie pochodnych, m.in. dodatku za pracę w godzinach nadliczbowych, wynagrodzenia za czas urlopu, a także zasiłku chorobowego. W zeszłym roku dodatek stażowy wynosił od 109 do 438 zł. Przedstawiciele zakładowej „S” uzgodnili z pracodawcą, że dodatek stażowy będzie doliczany do wynagrodzenia tym pracownikom, którzy w firmie przepracowali co najmniej cztery lata. Wcześniej przysługiwał on dopiero po pięciu latach pracy. Wliczenie dodatku stażowego do płac zasadniczych wiązało się ze zmianą Zakładowego Układu Zbiorowego Pracy. Układ został już zarejestrowany przez Państwową Inspekcję Pracy. Zmiana obowiązuje od 11 marca, wypłaty liczone według wyższych stawek wpłyną na konta pracowników 10 kwietnia – mówi Paweł Kwieciński.

Trzeba przywrócić sprawiedliwe zasady przyznawania „pomostówek”

 Jeden z postulatów NSZZ Solidarność dotyczy przywrócenia prawa do wcześniejszych emerytur wszystkim pracownikom zatrudnionym w warunkach szczególnych i o szczególnym charakterze. Chodzi o zaprzestanie wygaszania emerytur pomostowych i rozszerzenie wykazu stanowisk uprawniających do tego świadczenia.
Obowiązująca od 1 stycznia 2009 roku ustawa o emeryturach pomostowych pozbawiła tysiące osób pracujących w bardzo ciężkich i szkodliwych dla zdrowia warunkach prawa do przechodzenia na wcześniejszą emeryturę, czyli w wieku 55. lat dla kobiet lub 60. lat w przypadku mężczyzn. – Przed wejściem w życie ustawy prawo do wcześniejszych emerytur miało ok. 900 tys. pracowników, po zmianie przepisów ta liczba spadła do ok. 250 tys. Tylko w oddziale ArcelorMittal Poland w Dąbrowie Górniczej (d. Huta Katowice) możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę straciło ok. 40. proc. pracowników zatrudnionych w szkodliwych warunkach lub w szczególnym charakterze. Te przepisy są krzywdzące i niesprawiedliwe – mówi Lech Majchrzak, wiceprzewodniczący Solidarności w dąbrowskim AMP. Ustawa uchwalona przez rządzącą wówczas koalicję PO-PSL wprowadziła szereg absurdalnych rozwiązań. Jeden pracownik zatrudniony przy wielkim piecu, gdzie temperatura sięga powyżej 1000 stopni Celsjusza, może przejść na wcześniejszą emeryturę, inny już nie. To wynik ograniczenia, zgodnie z którym prawo do „pomostówki” mają osoby zatrudnione w warunkach szkodliwych przed 1 stycznia 1999 roku. W efekcie pracownik, który na oddziale wielkiego pieca został zatrudniony w grudniu 1998 roku odejdzie na wcześniejszą emeryturę. Natomiast osoba, która podjęła pracę na takim samym stanowisku, tylko miesiąc później, prawa do „pomostówki” nie ma. Równocześnie pracodawca odprowadza składkę na fundusz emerytur pomostowych od obu tych pracowników. – To absurd. Ci ludzie pracują obok siebie i w tych samych warunkach, a o tym, czy przejdą na wcześniejszą emeryturę, decydują nie ekstremalnie trudne warunki pracy, a data zatrudnienia – dodaje Majchrzak. Zmianą przepisów pokrzywdzeni zostali także ci pracownicy, którzy przed wejściem nowej ustawy przez wiele lat pracowali w warunkach szkodliwych, ale ich stanowisko zostało skreślone z listy stanowisk uprawniających do „pomostówki”. Zgodnie z nowymi rozwiązaniami, żeby utrzymać prawo do tego świadczenia, pracownicy ci musieliby po 2008 roku przepracować choć jeden dzień w warunkach szkodliwych. W praktyce musieliby zmienić stanowisko pracy na szkodliwe. W takiej sytuacji znalazło się wielu pracowników hut, koksowni, a także m.in. część kolejarzy.

Miara Mirosław                  
 Przewodniczący KM NSZZ  Solidarność